Witajcie,
Nie wiem czy chcecie czy nie, ale opowiem dziś o Pacynce, niestety za Tęczowym Mostem
Jesienią, jakieś cztery lata temu, przyszła do mnie córka znajomej i przyniosła srebrną, maleńką kociczkę, którą znalazła pod swoim blokiem. Kotka miała zaropiałe oczka i katar. Natychmiast zabraliśmy się za leczenie.
Moja Koszmarzyca z miejsca zaadoptowała maleństwo, lizała, pilnowała, jak matka Polka.
Pacynka, bo tak mała dostała na imię - z racji ciągłego "pac" z łóżka -
wyzdrowiała, rosła, nabierała sił i kształtów. Przestała spadać z łóżka i nauczyła się warczeć na mnie, jeśli nieopatrznie trąciłam ją w nocy
Wyrosła na przepiękną srebrnopopielatą kotkę o cudownych, zielonych oczach.Była smukła, pełna godności i uroku.
Aby zrozumieć, co się stało, muszę opisać, jak mieszkam.
Mam mieszkanie w starej kamienicy, w oficynie, na parterze. Nasze podwórko sąsiaduje z podwórkiem kamienicy obok. Koty od zawsze wychodziły na podwórko. Mają pod oknem drabinkę, która ułatwia im wejście i wyjście z domu. Podwórka są od siebie oddzielone murem, wysokim gdzieś na trzy, trzy i pół metra. Kiedy nastała właścicielka sąsiedniej kamienicy, do murku zamocowała siatkę i w miejscach łączenia się siatki ze scianami kamienicy przywaliła blachę ocynk. Robiła wszystko, aby koty ( i moje i mojej sąsiadki) nie wchodziły na ich podwórko. Wycięła nawet krzak bzu rosnący u nich pod murkiem. OK, zgoda, rozumiem, że nie każdy chce mieć koty na swoim podwórku.
Tylko, że ta durna kobieta w swej głupocie odcięła kotom drogę powrotną!!! Bo przechodzić w tamtą stronę nadal potrafią.
Na początku lipca, przed dwoma laty zauważyłam, że nie ma Pacynki na kolacji. Udaliśmy się wszyscy na poszukiwania. Sprawdziliśmy wszystkie możliwe miejsca. Bez skutku. I tak dzień w dzień przez chyba dwa tygodnie. W najgorszym wypadku, gdyby ktoś zostawił otwartą bramę i Pacynka wpadłaby pod auto, to znależlibyśmy Jej ciałko. Ale i tego nie było. Jako optymistka przyjęłam wersję, że ktoś Ją znalazł i zabrał do siebie. I żyliśmy w tej wierze aż do września ubiegłego roku.
Wtedy to mój syn poszedł na drugie podwórko, żeby ustawić tam drabinę dla Dzikuski, która obecnie jako jedyna wyprawia się na teren zakazany, ale nie ma jak wrócić. I dowiedział się od jednej z mieszkanek, że moja piękna Pacynka została zamknięta w piwnicy, gdzie w niewyobrażalnych cierpieniach umarła z głodu i pragnienia.
Z uwagi na to, że to forum jest publiczne nie mogę napisać jaka była moja reakcja, poza tym, że myślałam, że pęknie mi serce. O moim Małżonku nawet nie wspomnę!
Jako osoba nadzwyczaj cierpliwa do dziś obmyślam zemstę, która jak wiadomo najlepiej smakuje na zimno. Najchętniej zmiotłabym całą tę kamienicę razem z lokatorami z powierzchni ziemi, ale niestety jest to nierealne.
Przepraszam, że tak smutno dzisiaj, ale chciałam jakoś upamiętnić tę piękną kotkę. Teraz będzie żyła nie tylko w naszych sercach.
Jacy ludzie potrafią być wredni....