Kropa - kot strachulec ale z zadatkami na przymilaka ;)

No to teraz o mojej Kropie... na razie tylko o niej, ale to się może zmienić, tymczasem sza...
Kropę zdobyłam przypadkiem. Wczesnej jesieni, gdy myszy zaczęły się przenosić z pól do domów, mój TŻ stwierdził, że cholera go weźmie z nimi, więc musi mieć kota. Kota na myszy oczywiście.
Nie do miziania, czochrania i leżakowania, tylko na myszy...
Próbowałam mu to wybić z głowy jako, że szykowaliśmy się do przeprowadzki, przeprowadzki do miasta, do lokum o powierzchni mniej więcej 40 metrów, więc na myszy jakby mała szansa...
Ale... nic nie zdążyłam zrobić. Któregoś dnia TŻ po prostu stwierdził, że myszy wynoszą mu w nocy meble i zadzwonił do znajomej, która od jakiegoś miesiąca marudziła nam o kotkach, które jej znajomej z kolei się urodziły. Nim kiwnęłam palcem doszło do transakcji.
Transakcja była przedziwna... Pytam ile kotek ma miesięcy – nie wiedzą, pytam jak wygląda – znajoma mówi, że nie wie, bo nie widziała, pytam jakiej płci – też nie wie. W końcu okazało się, że pewna mama kociczka zamieszkała sobie w pustym, remontowanym domu i tam urodziła małe kotki. Kotki zostały wykryte przypadkiem, przez pana właściciela domu, który wpadał tam na małe remontowe robótki każdego dnia. Małe chodzące za matką odkryto w sierpniu 2004-go roku, więc urodziły się Bóg wie kiedy.
Stawiam na przełom czerwca i lipca, ewentualnie lipiec.
Państwu zrobiło się żal małych kocików i postanowili je wydać póki są małe. Nie wiem ile ich było, ale moja Kropa jako najszybszy zwierz i ulubieniec pana właściciela, została na deser.
Zanim do mnie przyjechała powiedziałam do TŻ, że źle to załatwił, bo nawet nie wiemy co to za kot, a ja bym chciała burasa i najchętniej dziewczynkę. TŻ stwierdził tylko, że za późno i pojechał po kota...
Stał się cud! Jak zobaczyłam, że to burek to już byłam w szoku.
A kiedy dwa dni później wpadł znajomy (kociarz) i po krótkich oględzinach zawyrokował, że to kobitka, to już ledwie stałam z wrażenia.
Tak to kupiłam kota w worku
który okazał się być kotem takim jak chciałam.
Kotka odebraliśmy na początku listopada. Jej obecność w tym momencie zrobiła nam o tyle przyjemność, że w Święto Zmarłych mój TŻ pochował dziadka. Gdy wrócił z pogrzebu miał w domu zajęcie i inny temat do myślenia, niż ostatnie, mało przyjemne wydarzenia...
Więc tak, kot dostał amu (whiskasa tymczasem), kuwetkę i mleko (tak go nauczono niestety). Obadał wszystko i postanowił się ukryć. Wlazł za kuchenną szafkę i tam już został.
Następnego dnia spotkała nas niemała niespodzianka. Po przyjściu z pracy okazało się, że mleko było chłeptane, pucha zjedzona, a w kuwecie jest prezent! Spodziewaliśmy się wszystkiego, ale nie tego, że dziki 4-romiesięczny kot zrobi qpala do kuwety pierwszego dnia i nigdzie nawet kropki sioo nie zostawi!
A jednak...
Po dwóch dniach przestała się chować, zaczęła natomiast tęsknić, bo gdy TŻ wracał z pracy od razu zaczynała za nim łazić, wskakiwać mu na kolana i tak się rozgadała, że gdy rozmawiałam z nim przez tel. ciągle słyszałam koci traktor.
Jej ulubione wówczas miejsca do leżenia to: kolana TŻ, klata TŻ i ramiona TŻ, z których można mrumrać prosto do ucha.
Potem nastąpiła mała zmiana. Kota i TŻ zostali przeniesieni do mnie na czas remontu naszego M3 o wielkiej powierzchni 40 metrów.
Do mnie czyli do domu moich rodziców. I tu kot dostał bzika! Wokół ciągle przynajmniej dwoje ludzi – moi rodzice, jeden bez przerwy całujący ją facet – mój brat... i kot oszalał. Już nie włazi na kolana, mało mruczka, nie ociera się, no chyba, że jest głodna albo zostanie sama, nie robi baranków... Generalnie jest mało miziasta... Kurczę, zepsuli mi kota!
Ale o tym już płakałam - http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=24379&highlight=
W lutym zrobiliśmy sterylkę, którą bardzo przeżywałam w tym wątku - http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=24271&start=0
Aktualnie szykujemy się do zmiany miejsca zamieszkania po raz kolejny, tym razem już do siebie. Ciekawe co Kropa na to i czy odzyskamy naszego miziaka...
Pozdrawiam wszystkich, którzy pomogli mi w posterylkowym stresie (w przedsterylkowym też) i tych, którzy uświadamiali mnie w kwestii kociego papusiania, które też przeżywałam, gdy dotarło do mnie co jest w Whiskasie, a czego tam nie ma, choć być powinno - http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=24268&start=0
Pozdrawiam i proszę o wybaczenie, jeśli zamęczę Was osiągnięciami mojej przepięknej i wybitnie inteligentnej kotki.

Kropę zdobyłam przypadkiem. Wczesnej jesieni, gdy myszy zaczęły się przenosić z pól do domów, mój TŻ stwierdził, że cholera go weźmie z nimi, więc musi mieć kota. Kota na myszy oczywiście.




Transakcja była przedziwna... Pytam ile kotek ma miesięcy – nie wiedzą, pytam jak wygląda – znajoma mówi, że nie wie, bo nie widziała, pytam jakiej płci – też nie wie. W końcu okazało się, że pewna mama kociczka zamieszkała sobie w pustym, remontowanym domu i tam urodziła małe kotki. Kotki zostały wykryte przypadkiem, przez pana właściciela domu, który wpadał tam na małe remontowe robótki każdego dnia. Małe chodzące za matką odkryto w sierpniu 2004-go roku, więc urodziły się Bóg wie kiedy.

Państwu zrobiło się żal małych kocików i postanowili je wydać póki są małe. Nie wiem ile ich było, ale moja Kropa jako najszybszy zwierz i ulubieniec pana właściciela, została na deser.

Zanim do mnie przyjechała powiedziałam do TŻ, że źle to załatwił, bo nawet nie wiemy co to za kot, a ja bym chciała burasa i najchętniej dziewczynkę. TŻ stwierdził tylko, że za późno i pojechał po kota...
Stał się cud! Jak zobaczyłam, że to burek to już byłam w szoku.


Tak to kupiłam kota w worku


Kotka odebraliśmy na początku listopada. Jej obecność w tym momencie zrobiła nam o tyle przyjemność, że w Święto Zmarłych mój TŻ pochował dziadka. Gdy wrócił z pogrzebu miał w domu zajęcie i inny temat do myślenia, niż ostatnie, mało przyjemne wydarzenia...
Więc tak, kot dostał amu (whiskasa tymczasem), kuwetkę i mleko (tak go nauczono niestety). Obadał wszystko i postanowił się ukryć. Wlazł za kuchenną szafkę i tam już został.


Po dwóch dniach przestała się chować, zaczęła natomiast tęsknić, bo gdy TŻ wracał z pracy od razu zaczynała za nim łazić, wskakiwać mu na kolana i tak się rozgadała, że gdy rozmawiałam z nim przez tel. ciągle słyszałam koci traktor.


Potem nastąpiła mała zmiana. Kota i TŻ zostali przeniesieni do mnie na czas remontu naszego M3 o wielkiej powierzchni 40 metrów.


Ale o tym już płakałam - http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=24379&highlight=
W lutym zrobiliśmy sterylkę, którą bardzo przeżywałam w tym wątku - http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=24271&start=0
Aktualnie szykujemy się do zmiany miejsca zamieszkania po raz kolejny, tym razem już do siebie. Ciekawe co Kropa na to i czy odzyskamy naszego miziaka...
Pozdrawiam wszystkich, którzy pomogli mi w posterylkowym stresie (w przedsterylkowym też) i tych, którzy uświadamiali mnie w kwestii kociego papusiania, które też przeżywałam, gdy dotarło do mnie co jest w Whiskasie, a czego tam nie ma, choć być powinno - http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=24268&start=0
Pozdrawiam i proszę o wybaczenie, jeśli zamęczę Was osiągnięciami mojej przepięknej i wybitnie inteligentnej kotki.
