» Pon lut 14, 2005 12:30
Mój kot byłby jak nowy gdyby wieczorem po zabiegu nie wpakował sobie pazurka do oka. Miał problemy z koordynacją ruchów a bardzo chciał się myć. Rano pojechałam z nim do weterynarza. Dostał zastrzyki i maść (on niestety zawsze po sikaniu ma brudne łapska i bałam się zakażenia). Po powrocie do domu zaczął się potwornie drapać. Nie dał się dotknąć, bo gryzł. Uciekał w ciemne kąty aż wreszcie schował się w łazience. Nie wiedziałam co się dzieje. Zadzwoniłam do weterynarza i okazało się, że jeden z zastrzyków mógł powodować uczulenie dlatego drugi był odczulający, chyba jednak za późno zaczął działać. Co chwilę sprawdzałam czy jeszcze żyje ale na szczęście po godzinie przeszło. Kolejnego dnia oczko już było prawie OK. Wracając do samego zabiegu. Trochę się bałam bo spał potwornie długo. Zabieg miał o 8-ej rano. Chyba koło 11 mrugnęło jedno oko. Zaczął próbować się podnosić około 13-tej. Potem turlał się po parę kroków do kuchni. Nie mogłam mu odmówić miski choć teoretycznie jeść nie wolno ale skoro z takim poświęceniem plącząc łapki doczołgał się do niej to dałam jeść. Zaraz oddał. Wyglądał jak siedem nieszczęść i aż się poryczałam, że zrobiłam mu krzywdę. Teraz już wiem, że zrobiłam dobrze, bo on już wariował w domu (nasikał w szafie, wyprawiał koncerty przy drzwiach wyjściowych itp.). Teraz jest jeszcze agresywny ale może i to mu przejdzie.