Piter - jestem pod wrażeniem!
Kilka lat temu dostałam czarnego kota - Tofika. Przyjechał ze swoją Panią z Krakowa, najpierw do domu jej rodziców, gdzie zdążył w czasie obiadu przebiec po stole. Następnie, może po jakiś dwóch godzinach został przyniesiony do mnie. Ile w jego zachowaniu było dzikości, a ile stresu spowodowanego dwukrotną zmianą miejsca w ciągu jednego dnia - nie wiem.
Po wypuszczeniu z kontenerka zwiał pod szafę, gdy udało się go przegonić siedział na krześle pod stołem sycząc, prychając, oraz wydając inne odgłosy mówiące "odczepcie się ode mnie". Nie było mowy o pogłaskaniu. A my koniecznie chcieliśmy go dotknąć! Wtedy przypomniałam sobie zachowanie innych kotów, z którymi miałam wcześniej styczność. Uspokajały się, gdy opuszkami palców masowałam im łepek między uszami (choć dzikusami nie były). Jednak z Tofikiem nie było to takie proste. Podniesioną rękę atakował. Mimo to, nie daliśmy za wygraną. Dzieci kucały przed stołem, tak aby mógł je obserwować, a ja od tyłu ( jego tyłu ) masowałam mu łepek. Udawało się wielokrotnie, aż w końcu przywykł do nas. Ani raz nie zaatakował mojej ręki. Gdy zaaklimatyzował się, okazało się, że ma swój charakterek. To on decyduje kiedy i ile możemy się nim zajmować.