Jest albo oswojony albo tak juz zrezygnowany, ze w ogole nie oponowal, jak bralysmy go na rece. Przerazliwie chudy, same zebra pociagniete zakurzona sierscia. Zakatarzany, kaszlacy, zachrypniety i ... rany juz gojace sie na glowie i uszkach. Nie wiem, petarda? Biedaczysko mruczy jak sie "przy nim robi" bedzie do adopcji, jak wydobrzeje.
Wieczorem jadac do mamy zauwazylam skulonego, zmarznietego na kosc(wiadomo, jaki dzis mroz


Chwile po tym uslyszalam telefonicznie od Pani, ktora dokarmia w tej okolicy, ze 2 dni temu facet, prowadzacy sklep z jakimis szmatami, otrul 9 jej podopiecznych. I ograza sie, ze otruje jeszcze golebie. Polecilam jej zgloszenie tego do inspektora. Przy okazji Pani wspomniala ( w kontekscie ogolnej nienawisci do kotow i ludzi im pomagajacych) ze ostatnio prawie ja pobil ... ksiadz, rowniez przeciwnik. Brutalnie ja odepchnal jak starala sie polozyc miseczke z jezdzeniem.
Sory, ze taki elaborat mi wyszedl, ale tak mnie to wszystko zalamalo, ze musialam sie wyzalic.
Skad tyle zla wokol? Dlaczego ludzie, jak juz nie planuja pomocy, to jeszcze szkodza? Dlaczego sasiad mamy wywraca miseczki z zarciem i gniecie je? I wrzuca do kosza na smieci legowisko kocie? Dlaczego moj prezes opowiada, jak strzela z jakiegos straszaka do kotow, by "nie lataly mu po podworzu"? Dlaczego dzieci sasiada strzelaja z procy w koty? Lub leja z balkonu lodowata wode na wygrzewajace sie na samochodach koty? Dlaczego moja BYLA kolezanka po zajciu w ciaze pozbyla sie niepotrzebnej juz koteczki, ktorej moja mama uratowala zycie i wychuchala ja?
Dlaczego?