Kastrować, czy nie kastrować oto jest pytanie

Potrzebuję waszej pomocy, bo stoję na skrzyżowaniu, nie wiem w którą stronę skręcić, a stoję już tak kilka lat. Mamy 3 koty, z czego dwa siedmiolatki są po zabiegu: Bibi i Czarny. Trzeci, sześciolatek Krecik "czeka" na kastrację. I tu się zaczyna problem. O ile Bibi po sterylizacji nie straciła werwy życiowej, to Czarny kompletnie osiadł i roztył (stosujemy karmę bezzbożową, dla kotów po sterylizacji, mięso świeże i z puszek). Interesuje go tylko jedzenie i spanie. W tej kolejności.
Stojąc przed dylematem czy kastrować Krecika nie mogę się pozbyć lęku, że wykastruję mu przy okazji żywotność. Mieszkamy w bloku, koty nie wychodzą, więc ryzyko pokrycia kogoś jest zerowe. Można by powiedzieć "komu to przeszkadza, że kot nie kastrowany". Zaznaczanie domowego terenu nie jest aż tak uciążliwe. Przy jednym samcu daje się to ogarnąć. Jedyne momenty złości na Krecika biorą się z jego upodobania do obsikiwania dokumentów. Jak on ogarnia że właśnie ta kartka jest ważna, nie wiem, ale spośród wszystkich rozłożonych na stole zawsze wybiera tę "właściwą".
Prawdziwy problem zrobił się niedawno w jego relacji z Czarnym. Krecik jako dominator szybko ustalił hierarchię w stadzie, Czarny mu ustępował, bo też ma taką spolegliwą naturę. Natomiast ostatnio Krecik, który do tej pory ganiał Czarnego (co zapewniało grubasowi trochę ruchu) teraz rzuca się na niego agresywnie. To jeszcze byłam przez chwilę w stanie znieść, tłumacząc sobie, że w naturze też występują naturalni wrogowie i trzeba być czujnym. Niemniej jednak granica została przesunięta w niebezpieczną stronę. Niedawno Krecik poranił Czarnego i nie wygląda na to, żeby to był ostatni taki atak. Separacja, krzyki, dmuchanie w nosek, spryskiwacz, klapsy wymierzone w locie ściera uciekinierowi - nic nie pomaga. Wobec Bibi też potrafi być agresywny, ale ona sobie z nim radzi. Czasem da mu po pysku, a czasem ucieka pod szafę.
Rozmawiałam z dwiema behawiorystkami. Bezwzględnie umówię się na spotkanie. Jednak, obie są zdania, że i tak trzeba Krecia wykastrować. Podłamało mnie to, liczyłam, że wystarczy interwencja behawioralna. Głowa mówi, że kastracja nie musi wpłynąć drastycznie na Krecika, ale serce wytacza armaty lęku i pękam. O ile w przypadku starszych kotów Sterylizacja była dla mnie zupełnie naturalna, to teraz mam kardynalny opór. Kastracja kojarzy mi się z pozbawieniem kota jego naturalnych instynktów. Wiem, że to pogląd ze średniowiecza, no, ale tak mam. Jak tylko myślę o zabiegu to jestem na skraju płaczu. Może to ja wymagam psychologa, teraz mi to przyszło do głowy.
Potrzebuję waszego doświadczenia, mądrości, podzielenia się waszymi przekonaniami. Jestem pewna, że pomoże mi to podjąć dobrą decyzję, a na pewno decyzję w zgodzie ze mną. Pliz help
Stojąc przed dylematem czy kastrować Krecika nie mogę się pozbyć lęku, że wykastruję mu przy okazji żywotność. Mieszkamy w bloku, koty nie wychodzą, więc ryzyko pokrycia kogoś jest zerowe. Można by powiedzieć "komu to przeszkadza, że kot nie kastrowany". Zaznaczanie domowego terenu nie jest aż tak uciążliwe. Przy jednym samcu daje się to ogarnąć. Jedyne momenty złości na Krecika biorą się z jego upodobania do obsikiwania dokumentów. Jak on ogarnia że właśnie ta kartka jest ważna, nie wiem, ale spośród wszystkich rozłożonych na stole zawsze wybiera tę "właściwą".
Prawdziwy problem zrobił się niedawno w jego relacji z Czarnym. Krecik jako dominator szybko ustalił hierarchię w stadzie, Czarny mu ustępował, bo też ma taką spolegliwą naturę. Natomiast ostatnio Krecik, który do tej pory ganiał Czarnego (co zapewniało grubasowi trochę ruchu) teraz rzuca się na niego agresywnie. To jeszcze byłam przez chwilę w stanie znieść, tłumacząc sobie, że w naturze też występują naturalni wrogowie i trzeba być czujnym. Niemniej jednak granica została przesunięta w niebezpieczną stronę. Niedawno Krecik poranił Czarnego i nie wygląda na to, żeby to był ostatni taki atak. Separacja, krzyki, dmuchanie w nosek, spryskiwacz, klapsy wymierzone w locie ściera uciekinierowi - nic nie pomaga. Wobec Bibi też potrafi być agresywny, ale ona sobie z nim radzi. Czasem da mu po pysku, a czasem ucieka pod szafę.
Rozmawiałam z dwiema behawiorystkami. Bezwzględnie umówię się na spotkanie. Jednak, obie są zdania, że i tak trzeba Krecia wykastrować. Podłamało mnie to, liczyłam, że wystarczy interwencja behawioralna. Głowa mówi, że kastracja nie musi wpłynąć drastycznie na Krecika, ale serce wytacza armaty lęku i pękam. O ile w przypadku starszych kotów Sterylizacja była dla mnie zupełnie naturalna, to teraz mam kardynalny opór. Kastracja kojarzy mi się z pozbawieniem kota jego naturalnych instynktów. Wiem, że to pogląd ze średniowiecza, no, ale tak mam. Jak tylko myślę o zabiegu to jestem na skraju płaczu. Może to ja wymagam psychologa, teraz mi to przyszło do głowy.
Potrzebuję waszego doświadczenia, mądrości, podzielenia się waszymi przekonaniami. Jestem pewna, że pomoże mi to podjąć dobrą decyzję, a na pewno decyzję w zgodzie ze mną. Pliz help