Pani do weta z kotem na rękach

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt gru 06, 2024 20:05 Pani do weta z kotem na rękach

Wiem, że ten wątek nikomu nie pomoże, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać i musiałam to napisać.

Dzisiaj byłam w Klinice na kontrolnym badaniu krwi mojego kociastego. Godzina 17.00. Pieski na smyczach, kotki w transporterkach różnego rodzaju - jak to u weta. Gdy stałam przy ladzie, aby opłacić należność za wizytę, obok mnie przy kolejnym stanowisku w recepcji rozliczała się bardzo dystyngowana i zacnie wyglądająca pani w pełnej elegancji (aż wstyd bo ja w dresach) i trzymała na rękach sporego kotka (na moje oko wysoce rasowego, dość sporego - szarosrebrnego - piękny). Tak się stało, że wychodziłyśmy z Kliniki jednocześnie. Ja szłam z moim kotkiem w transporterku za panią z kotkiem na rękach. Jak już zamykałyśmy drzwi Kliniki widziałam, że coś jest nie tak. Po zamknięciu drzwi Kliniki i wejściu na schody prowadzące w dół na parking kotek zaczął się tej pani z rąk strasznie wyrywać. To było na schodach - pani przede mną, ja za nią. Ona nie mogła sobie z kotem poradzić. Ja nie wiedziałam co robić. W pewnym momencie byłam pewna, że go połamie, tak się wyrywał, a ona jakby w panice starała się go nie wypuszczać z rąk i wołała do kogoś. Potem podbiegł jakiś pan i razem z panią kotka do samochodu przed Kliniką wsadzili. I to nie był film. To się zdarzyło.

Być może tej pani kociasty był na smyczy - nie wiem, nie widziałam. Ale zapamiętam to wyjście z Kliniki na długo. Ja prawie zawału dostałam. Tu w ręku zalecenia, w drugiej ręce transporter z moim kociastym, a przede mną pani z wyrywającym się kociastym. Nie wiedziałam co robić na tych schodach. Do teraz jak sobie przypomnę ta sytuację, to nie mogę w to uwierzyć.

Na koniec - w swoim życiu po raz pierwszy zobaczyłam, aby ktoś przyniósł sporego kota do weta na rękach. Zwłaszcza ktoś, kto nie wyglądał na to, że na transporter nie stać.

Przepraszam, że zaśmieciłam tym wątkiem forum, ale musiałam to siebie wyrzucić, bo do teraz mi to nie może z głowy wyjść.
BIL
Obrazek
Kochamy z Bilem wełniankowo u Tulinka https://www.etsy.com/shop/Catluckydog?r ... hDc65H7SOY

Bestol

Avatar użytkownika
 
Posty: 1895
Od: Sob sty 14, 2017 18:20

Post » Pt gru 06, 2024 21:14 Re: Pani do weta z kotem na rękach

To było przerażające. Przecież kot mógł sie wyrwać! Też bym się zbulwersowała.
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 69965
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt gru 06, 2024 21:36 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Moja mama miała kotkę, która gdy usiłowało się ją włożyć do transportera zamieniała się w kłębek pazurów. To był jakiś horror, a mama z głębokimi ranami na rękach, nie były to normalne zadrapania. Miki i tak się nie dawała załadować.
Miki zawinięta w ręcznik, w ramionach mamy dawała ze sobą zrobić wszystko. Byle nie transporter. Mama, doświadczona kociara, odradzająca wszystkim noszenie kota luzem tzn nie w transporterku.

Życie koryguje niekiedy nasze przekonania czy założenia :)
Jeśli chcesz powstrzymać zielony (nie)ład, podpisz petycję https://stopgreendeal.org/pl/

Katarzynka01

 
Posty: 8863
Od: Śro gru 28, 2022 17:36

Post » Pt gru 06, 2024 21:39 Re: Pani do weta z kotem na rękach

No tak, tak się też może zdarzyć!
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 69965
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob gru 07, 2024 10:47 Re: Pani do weta z kotem na rękach

To niestety wcale nie jest rzadkie :(

A bardzo niebezpieczne :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88306
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Sob gru 07, 2024 18:50 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Katarzynka01 pisze:Moja mama miała kotkę, która gdy usiłowało się ją włożyć do transportera zamieniała się w kłębek pazurów. To był jakiś horror, a mama z głębokimi ranami na rękach, nie były to normalne zadrapania. Miki i tak się nie dawała załadować.
Miki zawinięta w ręcznik, w ramionach mamy dawała ze sobą zrobić wszystko. Byle nie transporter. Mama, doświadczona kociara, odradzająca wszystkim noszenie kota luzem tzn nie w transporterku.

Życie koryguje niekiedy nasze przekonania czy założenia :)


Katarzynka rozumiem i wierzę, że Twoja Mama pewnie nie ma innego wyjścia. Jednak dla mnie wyjście na ulicę z kotem na rękach jest bardzo niebezpieczne. Ta Klinika jest przy jezdni. Wystarczy nieraz trąbnięcie auta. Widziałam co się działo z kotkiem tej Pani. Straszliwie się wyrywał. Pamiętać też trzeba, że Kliniki często odległe od miejsc zamieszkania i to nie to samo jak własne podwórko, jak np. dla kotów wychodzących. To oby terem. Dla mnie to trochę jak z balkonem, gdy ludzie twierdzą, że ich kociaste wychodzą na balkon bez siatki i nie widzą potrzeby siatkowania balkonu, bo nigdy się nic nie stało, bo ich koty nie są zainteresowane tym, co na zewnątrz. Ale tak często bywa tylko do czasu.
BIL
Obrazek
Kochamy z Bilem wełniankowo u Tulinka https://www.etsy.com/shop/Catluckydog?r ... hDc65H7SOY

Bestol

Avatar użytkownika
 
Posty: 1895
Od: Sob sty 14, 2017 18:20

Post » Nie gru 08, 2024 10:36 Re: Pani do weta z kotem na rękach

To po prostu bezmyślność i tyle.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88306
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Nie gru 08, 2024 11:13 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Bestol pisze:
Katarzynka01 pisze:Moja mama miała kotkę, która gdy usiłowało się ją włożyć do transportera zamieniała się w kłębek pazurów. To był jakiś horror, a mama z głębokimi ranami na rękach, nie były to normalne zadrapania. Miki i tak się nie dawała załadować.
Miki zawinięta w ręcznik, w ramionach mamy dawała ze sobą zrobić wszystko. Byle nie transporter. Mama, doświadczona kociara, odradzająca wszystkim noszenie kota luzem tzn nie w transporterku.

Życie koryguje niekiedy nasze przekonania czy założenia :)


Katarzynka rozumiem i wierzę, że Twoja Mama pewnie nie ma innego wyjścia. Jednak dla mnie wyjście na ulicę z kotem na rękach jest bardzo niebezpieczne. Ta Klinika jest przy jezdni. Wystarczy nieraz trąbnięcie auta. Widziałam co się działo z kotkiem tej Pani. Straszliwie się wyrywał. Pamiętać też trzeba, że Kliniki często odległe od miejsc zamieszkania i to nie to samo jak własne podwórko, jak np. dla kotów wychodzących. To oby terem. Dla mnie to trochę jak z balkonem, gdy ludzie twierdzą, że ich kociaste wychodzą na balkon bez siatki i nie widzą potrzeby siatkowania balkonu, bo nigdy się nic nie stało, bo ich koty nie są zainteresowane tym, co na zewnątrz. Ale tak często bywa tylko do czasu.

Bestol, nie napisałam, że mama popiera takie właśnie rozwiązania. Napisałam, że z Miki nie dało się inaczej. Nie i już.
Miki była koteczką z mojej piwnicy, trafiła do moich rodziców. Normalnie jeździła do weta zamknięta w transporterku, bez problemu. Aż coś się zmieniło, wydaje mi się, że było to związane ze śmiercią taty. Nie dało jej się zapakować do transportera. Po jakimś czasie (2 lata?) wszystko wróciło do normy i użycie transportera było możliwe.
Ale był czas, że inaczej się nie dało. I co zrobisz w takiej sytuacji? A nie zawsze można wezwać weta do domu.
Jeśli chcesz powstrzymać zielony (nie)ład, podpisz petycję https://stopgreendeal.org/pl/

Katarzynka01

 
Posty: 8863
Od: Śro gru 28, 2022 17:36

Post » Sob gru 28, 2024 6:06 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Ostatnio, odbierając młodą z podstawówki, minęłam się z mamą, która po swoją pociechę przyszła z kotem. Kot niesiony na rękach, nie niepokoił się i nie wyrywał na widok wybiegających ze szkoły, rozwrzeszczanych dzieci. Widocznie kot, kotu nierówny.
Co do wizyt u weta, obecnie transporter to "must have". Kiedyś, to była rzadkość i "miastowa fanaberia". Jakieś 30 lat temu o transporterach na wsi się nie słyszało, a kot czasem musiał trafić do weterynarza. Sama takie koty nosiłam, jak były spokojne, to po prostu na rękach, jak się bały, to zawinięte w kocyk. Trzeba było przejść przez całą wieś do i od weta, a po wizycie kot był bardziej zestresowany. Może tamta pani była "starej daty" i też pamięta te czasy, a z kotami nie miała w międzyczasie do czynienia. Możliwe też, że to nie był jej kot, tylko życzliwie zabrała powierzoną jej pociechę do weta, bo taka była potrzeba , a nie dysponowała transporterem/ nie zdawała sobie sprawy, że jest konieczny.
Ja obecnie nie wyobrażam sobie wiezienia Kitosława do weta bez transportera. Z kolei moja mama, osoba, skądinąd mająca z kotami do czynienia od kilkudziesięciu lat, swojego Byńka wcale nie wozi do weta, bo by transporter mu się "źle skojarzył", a poza tym by ją kot podrapał :twisted:

szczurbobik

 
Posty: 109
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob gru 28, 2024 8:21 Re: Pani do weta z kotem na rękach

W PRL-u nie było transporterów, kocich puszek ani żwirków. Wetów też mało było. Badanie krwi rzadko wykonywali. Kota pakowało się do torby albo wiklinowego kosza. Leki te same, co u ludzi. I koty domowe, zaopiekowane, żyły te kilkanaście lat, jak dziś.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15255
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Sob gru 28, 2024 11:14 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Mój "pierworodny" pers, za transporter miał duzy, tzw kosz piknikowy. Zamykany.
Kot lubił w nim przebywać, sam wchodził .

Nie miałam wtedy auta, ( ani prawa jazdy) chodzenie( takoż jazda, też pociągami) z takim koszem nie wzbudzało zainteresowania a kot był bezpieczny.

egwusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 5142
Od: Pt paź 10, 2008 15:17
Lokalizacja: Chojnice

Post » Sob gru 28, 2024 11:48 Re: Pani do weta z kotem na rękach

mziel52 pisze:W PRL-u nie było transporterów, kocich puszek ani żwirków. Wetów też mało było. Badanie krwi rzadko wykonywali. Kota pakowało się do torby albo wiklinowego kosza. Leki te same, co u ludzi. I koty domowe, zaopiekowane, żyły te kilkanaście lat, jak dziś.


Mam wrażenie, niestety, że te znane z opowieści koty żyjące po kilkanaście lat to ta sama historia z kotami "zawsze spadającymi na cztery łapy" po wypadnięciu z okna. Opowiada się o kotach które zapadły w pamięć z jakiegoś powodu - żyły długo albo zleciały z balkonu z 5 piętra i jeszcze same wróciły pod drzwi z uśmiechem na pyszczku.
O tych kotach które żyły krócej lub które zginęły czy ucierpiały w czasie upadków z okien i balkonów się nie mówi, nie pamięta.

Kiedyś większość kotów była wychodząca, a było mniej samochodów, te były wolniejsze, głośniejsze, było też mniej innych zagrożeń (oczywiście uśredniając) - za to koty polowały dojadając do tego co dostawały w domu (zwykle resztki z obiadu), miały większą aktywność. Słabsze kociaki umierały szybciutko, przeżywały młodość głównie koty najsilniejsze i najsprytniejsze. Więc jeśli nie spotkało ich nic złego i nadal miały silne organizmy to zaopiekowanie żyły długo.
Wszystkie koty które ja obecnie mam w domu to uratowane maluchy, kiedyś, w tym czasie PRLu - one by umarły najprawdopodobniej - lub na pewno.
Podejrzewam że spora część kotów osób które czytają ten wątek to koty które nie dożyłyby dorosłości w tamtym okresie. Wtedy przeżywały ten czas naprawdę silne okazy, z silnych rodziców najczęściej - sito było bezlitosne.
I dzięki temu niektóre żyły kilkanaście lat. A niektóre wychodziły z domu i... Na pewno znajdowały sobie inny, bo z jakiegoż innego powodu by nie wróciły?

Blue

 
Posty: 23936
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Sob gru 28, 2024 12:30 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Mówię w oparciu o niewychodzące koty moje, mojej rodziny i znajomych. Znane mi osobiście. Zazwyczaj znalezione, a nie wzięte od rozmnazacza. Statystycznie, z uwagi na bezpieczniejsze środowisko miejskie, koty bezdomne miały tez większe tereny bytowania i więcej otwartych piwnic. I było ich więcej niż teraz. Sterylki nieliczne punkty robiły, głównie kotkom z ropomaciczem. Za to TOZ rozdawał karmicielom za darmo środki antykoncepcyjne. Karmicieli i wtedy nie brakowało. Oczywiście poziom medycyny był niższy - dla ludzi również. I ich statystyk śmiertelności. Ale i bez tych dzisiejszych wygód ludzie potrafili troskliwie zajmować się swoimi zwierzakami. A weci bardziej byli nastawieni na skuteczne leczenie niż procedury i wyciąganie kasy na drogie leki i karmy weterynaryjne.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15255
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Sob gru 28, 2024 13:02 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Niektórzy nie mają wyobrażenia. Ja miałam jeden transporter który najmniej lubiłam, a który pożyczałam ludziom biorącym ode mnie koty (w sensie: że jak nie wróci to nie będzie mi żal).

Jedna chciała kotkę do siebie na rękach nieść - bo to tylko 2 bloki dalej i nie widziała w tym nic niebezpiecznego (
10 miesięczna płochliwa kicia 2 tygodnie wcześniej wyłapana z działek). Kumam bajtla małego, sama 800 g Skrobci pod bluzą przyniosłam, ale nie już tak dużego kota. Transporter pożyczyłam.

Druga bardzo roztrzepana, transporter gdzieś ma w domu, nie wie gdzie, kota (plochliwą tri, też z działek) chciała luzem w aucie przewozić - to ja nalegałam, że pożyczę transporter, że tak bezpieczniej. W jej mniemaniu był zbędny całkowicie.
Trzy koty moje. Czwarty tylko ze mną mieszka.

Fatka

Avatar użytkownika
 
Posty: 9671
Od: Pt sty 01, 2016 19:36

Post » Sob gru 28, 2024 15:00 Re: Pani do weta z kotem na rękach

Fatka, dlatego rozumiem opiekunów tymczasowych domów dla kotków, że tak dokładnie sprawdzają przyszłe ich stałe domy. Kiedyś wielka burza była, nawet na Forum Miau, w związku z wymogami domów tymczasowych, schronisk i fundacji. Mnie tez przed adopcją postawiono wysokie wymagania, była wizyta przedadopcyjna, kontrola kwiatów, jakie mam (przygotowałam się wcześniej na przyjęcie Bila i zostały już wówczas w domu tylko dwa kwiaty - bezpieczne według ASPCA. Wszystkie inne przygotowując się do adopcji rozdałam), kontrola pomieszczeń, pytano mnie o życie zawodowe, rodzinne, itd. Kotka też nie mogłam odebrać sama, przywieziono mi go do domu w transporterze fundacji (oczywiście nie zostawiono mi go. Wyznaczono mi termin na osiatkowanie balkonu, co oczywiście zweryfikowali w rozmowie telefonicznej (z drugiej strony, nie sprawdzili siatki naocznie).

Szczurbobik, uwierz mi, ta pani nie wyglądała na osobę "starej daty", a i kotek wyglądał zjawiskowo, duży, puchaty srebrzysty - piękny. Myślę sobie, że dobrze, że ta dystyngowana pani nie przewróciła się sama z tym kotkiem na schodach w swoich wielce okazałych koturnach. Samochód też był taki, że mucha nie siada :) Ino kociasty na schodach paniki dostał. Nie wiem, może masz rację, że pani życzliwie po prostu zabrała powierzoną jej pociechę (wyglądającą bardzo drogo pociechę) do weta.
BIL
Obrazek
Kochamy z Bilem wełniankowo u Tulinka https://www.etsy.com/shop/Catluckydog?r ... hDc65H7SOY

Bestol

Avatar użytkownika
 
Posty: 1895
Od: Sob sty 14, 2017 18:20

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 32 gości