Cześć,
zacznę od wyjaśnienia:
mamy 3 koty, dwie dziewczynki lat 4, które były pierwsze i jednego chłopca lat 2, który przyszedł później. Wszystkie są ciachnięte, nigdy nie wychodzące. Jeśli chodzi o asymilację, robiliśmy to książkowo i nie było żadnych problemów. Chłopiec - Gałgan, dogadał się bez problemu z jedną dziewczyną - Manią, a z drugą - Rysią mimo jego prób nie udało się nawiązać nici przyjaźni. Rysia go "nie lubi, ale toleruje". Gałgan jest od dziewczyn o kilka kg cięższy no i zdecydowanie większy, co rodzi właśnie poniższe problemy.
Od jakiś dwóch-trzech miesięcy, codziennie rano (między 4-6) zaczyna się festiwal nienawiści. Gałgan przychodzi najczęściej do śpiącej Rysi i zaczyna się ocierać o nogi toaletki, pod którą ona śpi. Ta zaczyna warczeć, a on jeszcze bardziej napiera. Jeśli nie zareaguje i go nie wyprowadzę z pokoju to w końcu się na nią rzuci i zacznie ją gryźć w dupsko. Niestety nie robi tego delikatnie i niejednokrotnie leci wtedy futro. Sporadycznie zdarza się podoba sytuacja z Manią. Dzisiaj właśnie taka sytuacja miała miejsce o 6 rano, jak zobaczyłam salon to się przeraziłam, bo całe było w kępkach futerka.
Wszystkie koty traktowane są równo, nie ma problemów z kuwetami, posiłkami, tylko ta cholerna szarpanina o poranku. Co robić. Nie chcę zamykać na noc każdego kota w innym pomieszczeniu, bo w drugą stronę - będą całą noc śpiewać bo są nauczone, że śpią również z nami w łóżku.
Czy jest jakiś sposób, żeby go tego oduczyć? Jakieś ćwiczenia? System kar? Nagród (kiedy nagradzać?). Męża te kocie wrzaski nie ruszają, ja odkąd to się zaczęło nie przespałam ani jednej całej nocy i powoli sama mam dość.
Poratujcie.