Chciałabym zapytać czy to jest w ogóle zgodne z prawem żeby Gmina zwalała na mieszkańców zajmowanie się kotami wolno żyjącymi?
U nas Gmina deklaruje że da tylko trochę suchej karmy tylko na okres zimowy, i jak koty są chore to oni dają zgodę na wizytę i jakiś poziom leczenia, anie nie drogie leczenie. W efekcie koszty są zwalane na osoby którym żal jest patrzeć na niedożywione rodem z Oświęcimia koty, i chore nie leczone.
Podjęłam kiedyś się ratowania jednego kotka który miał gigantycznego ropnia. Kotek ten błąkał się po okolicy i widać było że nikt mu nie chce pomóc. Udało mi się go wyleczyć antybiotykiem od weterynarza gdyż Gmina mnie wystawiła.
Kotek się przyzwyczaił do jedzenia mokrej karmy, bo jak miał ropnia to nie mógł gryźć suchej.
Potem jeszcze jednak kotka pojawiła się u mnie na działce i ją dokarmiam również. Następnie kocica od sąsiada tj. taka wolnożyjąca podrzuciła mi małą kotkę pod balkon. Schowałam ją na zimę do domu, bo bałam się że zamarznie. Pomyślałam że na wiosnę ją wykastruję i wypuszczę. Niestety pochorowała się ciężko i musiała być leczona i siedzieć w domu. Przyzwyczaiła się do mnie i jest już jak domowa.
W zimie miałam pod domem inwazję ok 8 kotów, część od sąsiada który je karmił. Obecnie przychodzi pod dom tylko część z nich. Koczują 4 razy dziennie pod domem i nie chcą odejść. Niektóre śpią pod balkonem.
Prawdopodobnie sąsiad na niedomiar złego przestał je dokarmiać i dlatego tak przychodzą do mnie.
Nie mam już sił do zajmowania się nimi, choć bardzo lubię zwierzęta. Myślałam że dam im ze 2 razy dziennie jeść i resztę pójdą załatwić sobie u kogoś innego.
Niestety wygląda na to że tak nie będzie pomimo że mamy już ciepłą pogodę.
Gmina nie dba o to co się dzieje. Podpisali na dodatek umową na kastracje z lecznicą która chce aby trzymać te koty podczas zabiegów tak jak domowe.
Teraz dzięki takiej Gminie mam wyciągać dużą ilość pieniędzy na jedzenie dla chmary wygłodzonych kotów, kupować leki i wozić do weterynarza, i sfinansować im kastracje u kogoś kto nie każe trzymać kotów dzikich przy wykonywaniu czynności medycznych.
Na dodatek sąsiedzi przeganiają te koty do mnie. Nie szkodzi że jestem od 8 do 16 godzin na aparaturze podtrzymującej życie (respirator), nie ważne że jestem niepełnosprawna fizycznie w znacznym stopniu i bez pracy, ważne by Gmina sobie zaoszczędziła, i wrabiała dobrodusznych ludzi w kłopoty finansowe, oraz zabierała ogrom czasu na zajmowanie się kotkami którym nikt w mojej miejscowości nie chce pomóc.
Nie mam sama na wiele swoich potrzeb jak np. przystosowanie łazienki do mojej niepełnosprawności, czy zakup samochodu lub skutera na inwalidów, a mam problemy z chodzeniem.
Chcę się gdzieś poskarżyć na to wszystko. Nie zrozumcie mnie źle, ja bardzo lubię zwierzęta, ale nie dam rady utrzymywać aż tylu kotków. Mogę dać im trochę jedzenia, a nie 4 razy dziennie mokra karma bo suchej nie chcą. Nie dam rady codziennie zmywać misek po stadzie kotów, dezynfekować okolic domu i samego domu po różnych chorobach.
Ktoś kto zrobił tę całą ustawę o kotach wolno żyjących powinien brać odpowiedzialność za swoje decyzje a nie szukać pieniędzy i czasu u schorowanych inwalidów i emerytów, którzy sami często żyją w niedostatku.
Pytanie tylko gdzie ktoś może zareagować na takie rzeczy.