Może jeszcze coś wzrośnie. Teraz jestem zabezpieczona na dłuższy czas w karmę tak myślę że na 3 miesiące, a teraz mogłabym przeznaczyć na rzeczy związane z leczeniem np. kastracją Żarłoci, której boję się dawać po tej chorobie na nacinanie uszka bo to wrota do zakażenia, a ona i tak ma mieć normalne życie tj. doputy będę żyć postaram się o nią dbać jak o swojego kota, w tym oczywiście dokładać do jej leczenia i znajdę kogoś kto w razie czego ją weźmie. Kupuję im oczywiście na własny koszt antybiotyki i mam też taki preparat do odrobaczania (dla świń bo mi powiedzieli że to to samo tylko wychodzi taniej i jest to proszek zamiast tabletek), bo od Gminy ciężko takie coś załatwić. Można oczywiście załatwić wizytę u weterynarza, ale jak każdemu wiadomo chyba, nie każdego kota da się złapać i przytrzymać.
Niedawno mama Żarłoci miała coś z oczkiem, i jeszcze tarzała się w takim suchym jak pieprz błocie, łzawiło wyglądało to tak jakby za chwilę miała się z tego zrobić infekcja. Udało mi się ją wyleczyć amoksycyliną. Także nie jest źle. Tamten sąsiad od którego przychodzi na pewno nie pofatygowałby się dla niej do weterynarza nawet po sam antybiotyk.