Kot mojej mamy

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lut 02, 2024 22:55 Kot mojej mamy

Zakładam wątek bo mam taki problem. Mama ma kota dachowca. Obecnie około 7 letniego. Kot jest jednocześnie płochliwy, terytorialny i agresywny. Mama mieszka sama tylko z tym kotem. Kot jest u niej od małego, być może zbyt małego, kociaka i jest niewychodzący. Ona twierdzi, że nie przejawia wobec niej agresji, jednak nie jest w stanie wykonać przy nim żadnej czynności poza czesaniem, gdyż na wszystko inne on reaguje gryzieniem i drapaniem. Nie odwiedza więc kot weterynarza, bo "wszystkich by pogryzł i podrapał", nie mam mowy o cięciu pazurów, podawaniu tabletek, czy innych rzeczach. Kot nie uskarża się na żadne problemy zdrowotne, więc "tematu na razie nie ma" ale jakby coś mu dolegało, ona nie była by mu w stanie pomóc.
Kolejna rzecz, kot jest bojaźliwy, bo na każdy hałas z zewnątrz reaguje ucieczką i chowaniem się w szafie. Z kolei ma też silny instynkt terytorialny, bo gdy ktoś obcy, np. ja (dzięki kotu przyjeżdżam sporadycznie) pojawi się w domu, następuje wokalizacja i wściekły atak. (Ostatnio byłam pod nieobecność mamy w jej domu, kot dosłownie rzucił się na mnie, zasłoniłam się drzwiami, na które kot kilkukrotnie skakał z pazurami z wściekłością).
Nie wiem co jest z Byniem nie tak, chciałabym mu jakoś pomóc. Mama niewiele jest w stanie z nim zrobić, bo żyje z nim w sumie na jego zasadach i to jej to w sumie pasuje, a przynajmniej przyzwyczaiła się. Jednak, po pierwsze, jest to sytuacja niekomfortowa dla rodziny, bo nie mam możliwości np. zostawienia u niej wnusi w razie takiej potrzeby. Poza tym mama jest już w takim wieku, że jeśli pojawiłyby się problemy z jej zdrowiem ( a pierwsze sygnały niestety się pokazały) i trzeba by było "wziąć" ją do siebie, to co z "takim kotem"? Dodam, że mnie Byniu nienawidzi chyba najbardziej ze wszystkich żyjących istot na ziemi, bo ośmieliłam się raz powiedzieć mu "pssik', kiedy chciał mi na stole wyżreć obiad z talerza.
U mnie są dwa psy, kocur i dziecko w wieku przedszkolnym, więc wolałaby, Bynia jakoś ogarnąć zawczasu, zanim zaistnieje realny problem "mamo zamieszkaj u nas". Nie za bardzo wiem o z tym fantem zrobić, bo np. nie nakłonię mamy do wizyty u weterynarza. Kota na pewno nie zaadoptuję w razie co. Nie wiem, czy jakaś organizacja byłaby w stanie znaleźć dom takiemu kotu?
Od czego mam zacząć????

szczurbobik

 
Posty: 48
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob lut 03, 2024 0:36 Re: Kot mojej mamy

Jeśli kot "po prostu taki jest", to należałoby popracować z behawiorystą.
Jednak istnieje szansa, że są to objawy chorobowe.
Czy jest ktokolwiek, kto zdołałby wepchnąć kotu do gardła gabapentynę? Ona często mocno uspokaja bez otumanienia (poza tym wyrównuje pracę mózgu), podana na 30 min. przed wyjściem potrafi zdziałać cuda.
Niektórzy weterynarze stosują z kolei Trittico - lek wzmacniający sen.
No i bazując na Twoich słowach - bo przecież nie widziałam kota, nie wiem, jak jego ataki wyglądają, ale jeżeli miał mord w oczach, gdyż nie dałaś mu wsadzić pyska do talerza, to coś jest raczej nie tak - rozważyłabym diagnostyczne podanie/podawanie benzodiazepiny. Na to ostatnie będzie Ci ciężko namówić weterynarza, ale jeśli masz jakiegoś otwartego na różne podejścia, to bym spróbowała.
Można spytać jeszcze o wizytę domową po uprzedzeniu, jak skomplikowana jest sytuacja. Może wet się zgodzi, może będzie miał pomysł.
W każdym razie na początek weterynarz jest potrzebny: po pierwsze aby przepisać leki (gabapentyna/trazodon/benzodiazepiny), jeśli jest ktoś, kto je poda albo ktoś wymyśli sposób, jak je przemycić kotu ze smakołykami; po drugie aby zdiagnozować. A w ogóle to jeśli udałoby się jakoś kota przetransportować do wet, to tam (w najgorszym wypadku w znieczuleniu) zrobiłabym cały możliwy panel diagnostyczny. Bardzo szeroko parametry z krwi, włącznie z nietypowymi wskaźnikami, USG całego kota, RTG tkanek miękkich. Jeśli przed taką wizytą udałoby się skonsultować z jakimś neurologiem (bo mimo wszystko dość neurologicznie mi to wygląda) i spytać, czy jest coś, co on chciałby wykluczyć, to jeszcze lepiej.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10686
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Sob lut 03, 2024 6:04 Re: Kot mojej mamy

Zgadzam się, że należy pójść od weta. Muszę "tylko" przekonać mamę, że trzeba będzie trochę kota postresować i zabrać go do weterynarza "na siłę". Mam nadzieję, że mi się uda, bo mama zaraz "jojczy", że jak coś na siłę, to zaraz "dzieje się kotu wielka krzywda".\
Mam świadomość, że przynajmniej 75 % problemu leży po stronie mojej mamy, bo, po pierwsze kota tak wychowała, nie korygując w żaden sposób niepożądanych zachowań. Po drugie jak już jest jak jest, "pielęgnuje" ten stan boją się cokolwiek zmienić, żeby nie narazić się na gniew koteczka.
Niestety moje słowa rzadko docierają do mamy, bo jeśli coś jej mówię, to albo "ją denerwuję" i zaraz "jest chora", albo uważa, że "to dziecko coś gada". (Jestem po 40-tce :twisted: :twisted: :twisted: ) Huh, ciężki temat... :cry:

szczurbobik

 
Posty: 48
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob lut 03, 2024 11:41 Re: Kot mojej mamy

szczurbobik pisze:...
Mama mieszka sama tylko z tym kotem. Kot jest u niej od małego, być może zbyt małego, kociaka i jest niewychodzący. Ona twierdzi, że nie przejawia wobec niej agresji, jednak nie jest w stanie wykonać przy nim żadnej czynności poza czesaniem, ...
Kot nie uskarża się na żadne problemy zdrowotne, więc "tematu na razie nie ma" ale jakby coś mu dolegało, ona nie była by mu w stanie pomóc.
Kolejna rzecz, kot jest bojaźliwy, bo na każdy hałas z zewnątrz reaguje ucieczką i chowaniem się w szafie...

Jednak, po pierwsze, jest to sytuacja niekomfortowa dla rodziny, bo nie mam możliwości np. zostawienia u niej wnusi w razie takiej potrzeby...
ośmieliłam się raz powiedzieć mu "pssik', kiedy chciał mi na stole wyżreć obiad z talerza.
..

No ja nie wiem.
Masz lat 40+, więc Twoja mama jakieś 60+, i dla niej kot nie stanowi problemu.
Odnoszę wrażenie, że nie kotu a sobie chcesz pomóc.

Też mam kota "niewidzialnego" dla obcych. Tylko, skoro chciał jeść z Twojego talerza, to taki całkiem niewidzialny nie jest. Może mądry kot zapamiętał Twoją agresję i się po prostu broni?

Mój "dzikusek" (teraz ok.5latek)wizytę u weta zaliczył raz- dwa i pół roku temu, kiedy jako tako oswojonego braliśmy z letniska do domu. W celu zaczipowania , oglądu I badania krwi. Wszystko ok, ale stres mega-giga, więc jeżeli nie zaistnieją powody , to kolejne badanie może będzie i za rok.
Pozostałe, ale to starsze lub/i schorowane koty badania mają co 3-miesiace lub/i częściej.

I jeszcze jedno, czy kocurek mamy jest wykastrowany?
A Twój kocur domowy?

Piszę tylko dlatego, że wg mnie Twoja troska wynika, nie z chęci pomocy, ale chęci "urządzeniu" mamie życia pod Twoje potrzeby.
Ostatnio edytowano Sob lut 03, 2024 12:17 przez egwusia, łącznie edytowano 1 raz

egwusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 3599
Od: Pt paź 10, 2008 15:17
Lokalizacja: Chojnice

Post » Sob lut 03, 2024 12:17 Re: Kot mojej mamy

egwusia - to chyba nie do końca tak w tym wypadku. szczurbobik napisała, że mama przejawia zachowania wskazujące na to, że trzeba ją będzie wziąć do siebie, żeby się nią zająć (stawiam na pierwsze oznaki demencji), a wówczas pozostanie pytanie, co zrobić z kotem.
Samo podejście do prób ugryzienia tematu zawczasu jak najbardziej pochwalam, aczkolwiek widzę dwie słabe strony:
- dopóki dana osoba jest w stanie chociaż częściowo decydować o swoim otoczeniu i ma wpływ na wydarzenia (nie mam na myśli aspektu prawnego), dopóty będzie torpedować wszelkie wysiłki. A im trudniejszy ma charakter, tym będzie gorzej. To jak próba pomocy zbieraczowi - jeśli zacznie się wyrzucać jego śmieci, będzie się oskarżanym o próby zniszczenia jego życia. „Ty tylko czekasz na mój spadek/Ty tylko czaisz się na moje rzeczy/Ty tylko czekasz na moją śmierć” itd. W tym wypadku w dodatku cierpi na tym zwierzę, więc jest jeszcze trudniej i gorzej.
- skoro mama ma taki władczy charakter a jednocześnie szantażuje otoczenie opowieściami o tym, że jest chora, gdy tylko ktoś ma inne zdanie, to jej sytuacja może być bardzo skomplikowana. I to zarówno pod względem psychologicznym (kolejne szantaże, wypluwanie przepisanych i podawanych leków, nagłe telefony, żądania wezwania karetki, bo paproch wpadł do oka itp.), jak i medycznym (co jest postępującą chorobą, a co trudnym charakterem; jaką dawkę leków przyjęła naprawdę). Może być ciężko zaplanować cokolwiek, a może i przewidzieć. I różnie może się to też skończyć dla kota w takiej sytuacji.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10686
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Sob lut 03, 2024 12:22 Re: Kot mojej mamy

egwusia pisze:
szczurbobik pisze:...
Mama mieszka sama tylko z tym kotem. Kot jest u niej od małego, być może zbyt małego, kociaka i jest niewychodzący. Ona twierdzi, że nie przejawia wobec niej agresji, jednak nie jest w stanie wykonać przy nim żadnej czynności poza czesaniem, ...
Kot nie uskarża się na żadne problemy zdrowotne, więc "tematu na razie nie ma" ale jakby coś mu dolegało, ona nie była by mu w stanie pomóc.
Kolejna rzecz, kot jest bojaźliwy, bo na każdy hałas z zewnątrz reaguje ucieczką i chowaniem się w szafie...

Jednak, po pierwsze, jest to sytuacja niekomfortowa dla rodziny, bo nie mam możliwości np. zostawienia u niej wnusi w razie takiej potrzeby...
ośmieliłam się raz powiedzieć mu "pssik', kiedy chciał mi na stole wyżreć obiad z talerza.
..

No ja nie wiem.
Masz lat 40+, więc Twoja mama jakieś 60+, i dla niej kot nie stanowi problemu.
Odnoszę wrażenie, że nie kotu a sobie chcesz pomóc.

Też mam kota "niewidzialnego" dla obcych. Tylko, skoro chciał jeść z Twojego talerza, to taki całkiem niewidzialny nie jest. Może mądry kot zapamiętał Twoją agresję i się po prostu broni?

Mój "dzikusek" (teraz ok.5latek)wizytę u weta zaliczył raz- dwa i pół roku temu, kiedy jako tako oswojonego braliśmy z letniska do domu. W celu zaczipowania , oglądu I badania krwi. Wszystko ok, ale stres mega-giga, więc jeżeli nie zaistnieją powody , to kolejne badanie może będzie i za rok.
Pozostałe, ale to starsze lub/i schorowane koty badania mają co 3-miesiace lub/i częściej.

I jeszcze jedno, czy kocurek mamy jest wykastrowany?
A Twój kocur domowy?

Piszę tylko dlatego, że wg mnie Twoja troska wynika, nie z chęci pomocy, ale chęci "urządzeniu" mamie życia pod Twoje potrzeby.

Ubiegłaś mnie po prostu, a zgadzam się z każdym słowem
No i to
szczurbobik pisze:Kota na pewno nie zaadoptuję w razie co. Nie wiem, czy jakaś organizacja byłaby w stanie znaleźć dom takiemu kotu?
Od czego mam zacząć????

Od czego masz zacząć co? Pozbywanie się kota, który najwyraźniej przeszkadza Tobie, a nie Twojej mamie?
Stanowcze NIE dla zielonego (nie)ładu !!!

Katarzynka01

 
Posty: 4492
Od: Śro gru 28, 2022 17:36

Post » Sob lut 03, 2024 12:44 Re: Kot mojej mamy

Fascynuje mnie ten fenomen. Jak ktoś na forum pyta z dużym wyprzedzeniem, co ma zrobić w sytuacji, która w przyszłości może zaowocować dużym i poważnym problemem, to „urządza komuś życie pod siebie”. Z kolei jeśli pojawi się reportaż z odbierania jakiegoś zaniedbanego zwierzaka niedołężnej osobie, to podnoszone jest larum: „Czy rodzina tej osoby nie widziała, co się dzieje? Czemu nie reagowali? Jak można było do tego dopuścić! Tragedia opuszczonego człowieka i zaniedbanego zwierzęcia.”
Dla mnie historia opisana przez szczurbobik może - choć nie musi - zakończyć się właśnie jak ta z reportażu. Dlatego dobrze, że autorka rozważa, co może zrobić już teraz. Przecież nie oznacza to, że wyciepie kota za drzwi, jak jej mama będzie w sklepie. Pyta, od czego zacząć, żeby nie było kiedyś bardzo źle. Według mnie od diagnostyki. Jeśli problem jest zdrowotny i uda mu się zaradzić, to ciąg dalszy problemów sam się rozwiąże.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10686
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Sob lut 03, 2024 12:46 Re: Kot mojej mamy

Stomachari,
podoba mi się Twoja wypowiedź.
Pokazuje, jak różne wnioski można wyciągnąć z takiego samego postu :mrgreen: .

Bo wg. mnie żadnych przesłanek do przedstawionych przez Ciebie sytuacji nie mamy. :ok:

egwusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 3599
Od: Pt paź 10, 2008 15:17
Lokalizacja: Chojnice

Post » Sob lut 03, 2024 12:48 Re: Kot mojej mamy

:)
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10686
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Sob lut 03, 2024 13:14 Re: Kot mojej mamy

Moim zdaniem sytuacja jest prosta jak drut. Szczurobobik nie lubi kota swojej mamy i ten kot jej po prostu przeszkadza
szczurbobik pisze:Jednak, po pierwsze, jest to sytuacja niekomfortowa dla rodziny, bo nie mam możliwości np. zostawienia u niej wnusi w razie takiej potrzeby.

I doprawdy nie ma co dzielić włosa na czworo.

A co na to mama? Bardzo jestem ciekawa.
Stanowcze NIE dla zielonego (nie)ładu !!!

Katarzynka01

 
Posty: 4492
Od: Śro gru 28, 2022 17:36

Post » Sob lut 03, 2024 13:20 Re: Kot mojej mamy

Poczytalam wczesniejsze posty OP i mam wrazenie, ze pomimo bytowania ze zwierzetami gdzies umykaja podstawowe umiejetnosci czytania ich zachowan.
Trudno ocenic, jak naprawde wyglada sytuacja, mamy bardzo jednostronna relacje osoby, ktora generalnie ma problem z kotami ;).
Z pewnoscia przydalby sie wet, by ustalic stan zdrowia zwierzaka, a przy okazji przemyslec, czy wspomniane zachowania sa codziennymi, czy pojawiaja sie w obecnosci OP?

FuterNiemyty

 
Posty: 3652
Od: Pt gru 01, 2017 11:58

Post » Sob lut 03, 2024 17:37 Re: Kot mojej mamy

Stomachari pisze:Fascynuje mnie ten fenomen. Jak ktoś na forum pyta z dużym wyprzedzeniem, co ma zrobić w sytuacji, która w przyszłości może zaowocować dużym i poważnym problemem, to „urządza komuś życie pod siebie”. Z kolei jeśli pojawi się reportaż z odbierania jakiegoś zaniedbanego zwierzaka niedołężnej osobie, to podnoszone jest larum: „Czy rodzina tej osoby nie widziała, co się dzieje? Czemu nie reagowali? Jak można było do tego dopuścić! Tragedia opuszczonego człowieka i zaniedbanego zwierzęcia.”
Dla mnie historia opisana przez szczurbobik może - choć nie musi - zakończyć się właśnie jak ta z reportażu. Dlatego dobrze, że autorka rozważa, co może zrobić już teraz. Przecież nie oznacza to, że wyciepie kota za drzwi, jak jej mama będzie w sklepie. Pyta, od czego zacząć, żeby nie było kiedyś bardzo źle. Według mnie od diagnostyki. Jeśli problem jest zdrowotny i uda mu się zaradzić, to ciąg dalszy problemów sam się rozwiąże.

Tez uważam, że trzeba po prostu doradzić, co można zrobić. Nie wszyscy muszą mieć taki stosunek do kotow, jak większość na forum, a fakt, że autorka z wyprzedzeniem stara się zadziałać, zanim sytuacja może byc krytyczna, dobrze o niej świadczy.
Na pewno trzeba zacząć od weta i moze behawiorysty .
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 60437
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob lut 03, 2024 18:38 Re: Kot mojej mamy

A co mama na te plany?
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 14700
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Sob lut 03, 2024 22:33 Re: Kot mojej mamy

Nie odniosłam wrażenia, że mama ma już demencję.
Natomiast brakuje mi informacji, które chyba wszyscy opowiadamy weterynarzowi, gdy idziemy na wizytę
-czy kot miewa biegunki lub może zaparcia. Zaparcia ma mój znajda 15++ i od lat dostaje łyżeczkę oleju rzepakowego. Znajomi dodają bezdomniakom do jedzenia.
-jak z innymi wizytami w kuwecie, jeśli komuś w szpitalu zatkał się cewnik to wie jaki to ból
-czy kot ma stały dostęp do wody
-czy często wymiotuje
-dlaczego próbował jeść autorce z talerza. Jest głodny czy łapczywy na mięsko? W tej chwili karmienie mięsem wychodzi taniej niż saszetkami.
-czy nie sprawia wrażenia że obija się o meble, Neurologia lub problem ze wzrokiem.
Gabapentynę polecam. Można sypać do jedzenia. Miałam w proszku, ale koniec roku to w naszych aptekach i hurtowniach nie było. Podobnie jak wlewów dla nerkowca.
Dawniej chodziłam do weta, który nawet dziką dzicz (wg pracowników schroniska gdzie była leczona po wypadku) wyciągał gołymi rękami z klatki i to od strony pysia i zrobił RTG bez usypiania.
Może wykorzystać siłę internetu i poszukać w okolicy kogoś, kto potrafi "spacyfikować" kota bez wielkich strat. Może pomoc nie będzie droga, a kot w tym wieku na pewno ma problem z zębami, uszami, może ze stawami....
Itd, itp...
Szczurbobik, masz dziecko, psa i kota więc na pewno potrafisz takie problemy zauważyć. Nawet rozumiem, że w obecnym "wydaniu" kot Cię denerwuje, ale jeśli uda Ci się go odczarować, wierz mi, satysfakcja jest wielka.

Nas troje

Avatar użytkownika
 
Posty: 304
Od: Sob kwi 09, 2011 11:31

Post » Sob lut 03, 2024 22:49 Re: Kot mojej mamy

Kochani to nie tak. Nie chcę "kota się pozbyć" bo mi tak wygodnie. Nie chodzi tu o mnie, ale przede wszystkim o dobro mojej mamy! Piszmy o kotach, a nie oceniajmy się nawzajem.

Mama 60 +, na szczęście nie ma problemu z demencją, jednak ma problemy kardiologiczno-naczyniowe. Poza mną, mieszkającą 80 km od jej domu, nie ma w pobliżu żadnej rodziny ani bliższych znajomych. Gdyby np. trafiła do szpitala, tylko ja mogłabym Byńka nakarmić, jednak on na mój widok wpada we wściekłą furię :evil: . Mama puki co mieszka na swoim, jednak w bliższej lub dalszej (w zależności, czy jej stan się pogorszy czy nie) przyszłości wezmę ją do siebie, co ona aprobuje. Byniu ma 8 lat więc jeszcze sporo pożyje,

Kot jest u niej od malucha. Mama z jednej strony cieszy się, że ma zwierzaka, bo ma do kogo się odezwać w pustym mieszkaniu, z drugiej strony jest on dla niej pewnym obciążeniem. Nie może np. wyjechać z domu na dłużej niż 1 noc, bo kot nie zaakceptuje żadnego opiekuna dochodzącego. Żadne z jej wcześniejszych zwierząt nie było tak problematyczne i ona nie za bardzo wie co ma robić, więc nie robi nic i problem się pogłębia. Boi się, że kot zareaguje nerwowo, więc mu ustępuje, a problem pogłębia się.

Dodam, że kot mamy nie ma żadnych widocznych problemów zdrowotnych. Reaguje strachem na każde hałasy, broni "swojego" mieszkania przed obcymi. Na mnie reaguje wściekłą furią, jednak zdarzyło mu się również kilkukrotnie zaatakować inne osoby.
Co do zjadania z talerza. Kot nigdy nie usłyszał słowa "nie" i łażenie po stole w czasie obiadu jest dla niego normalne. Po prostu poczęstował się, bo miał na to ochotę, a nie spodziewał się, że ktoś się temu sprzeciwi.

szczurbobik

 
Posty: 48
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Bbeata, Blue, Google [Bot], imatotachi i 523 gości