Straciłam właśnie swoje źródło utrzymania. W związku z tym nie stać mnie na opiekę nad potrzebującym kotem, którego dotyczy ten post
Kocurek (niewykastrowany) okazał się lubić człowieka, przychodzi na wołanie, gada i mruczy z uciechy.
Ma zmianę na łapie, która może być albo odnawiającym się wrzodem, albo rakiem w zaawansowanym stadium. Je z trudem, co oznacza albo zęby w fatalnym stanie, albo nowotwór w pysku. Niezbędny byłby też test na FIV/FeLV, bo kot kicha i jest przeraźliwie chudy. Ze względu na gołębiarzy strzelających w okolicy do kotów konieczne byłoby również wykonanie RTG.
Nie jestem zwolenniczką uporczywej terapii. Jeżeli na którymkolwiek z tych etapów padnie ta gorsza odpowiedź, nie mam wątpliwości, że lepszym wyjściem jest poddanie kota eutanazji – w tak złym stanie tylko by się nacierpiał dla ludzkiej satysfakcji z serii „wreszcie mu pomogliśmy”. Jednocześnie muszę też liczyć siły na zamiary. Pracy brak, w nowym miejscu po rozmowie rekrutacyjnej dostałam odpowiedź, że szukają innego pracownika. Nie mam na razie perspektyw na poprawę sytuacji. Nie jestem w stanie opłacić diagnostyki i leczenia kota ani nawet jego utrzymania (totalne minimum rekonwalescencji przy naprawdę optymistycznym wariancie to 6 tygodni). Bez pieniędzy mogę temu kotu zaproponować jedynie odejście w wieczny sen
Jest mi okropnie przykro, że o losie tego biedaka zadecyduje coś tak trywialnego, jak brak środków, ale jeszcze bardziej nieludzkim byłoby zostawienie go na mrozie, aż umrze z głodu. W tym tygodniu mam zamiar wybrać się do weterynarz. Muszę mieć gotową odpowiedź, co zrobić z kotem.
Czy jest ktoś, kto byłby w stanie wziąć kocurka do siebie?
Edit: Jeśli ktoś chciałby wesprzeć diagnostykę kocurka, to tu jest link do zrzutki:
https://zrzutka.pl/s8ju64?utm_medium=ma ... nfirmationDziękuję
*
*
*