Jestem w sporym szoku, bo najwyraźniej siła i wola walki tego koteczka (nawet płci nie znam, muszę dopytać ) oraz kompetencje weterynarza doprowadziły mnie właśnie do chwilowej euforii. Po Echo- jak stwierdził wet, musiał przejechać samochód... w płucach była wątroba w całości, śledziona, żołądek i znaczna część jelit.. została nie zrobiona przepuklina brzuszna i pewnie popękana pozrastana miednica , ale to nie zagrażające obecnie więc można czekać, a tymczasem kociak tak :
- przyjechał z dwie godziny po zakończeniu operacji , kołowaty, ale dość pewnie od razu łażący po kojcu. Ciut go nosiło jak świadomość wracała, to przyklejał się do / lub kładł na termoforek i tak podsypiał (czujnie) . Jak tylko się zbliżałam od razu pchał pijany łepek do barankowania. Oddech- cud.. jak u w pełni zdrowego kota.. po prostu wspaniale (aż mi się łzy kręcą czując tą ulgę razem z nim) . Od rana mleczko i recovery liqiut w limitowanych ilościach. Żadnych wymiotów , czy oznak by było mu chociaż niedobrze. Choć oklejono go w klinice całego plastrami (nie wiem, może ubranek nie mieli) to udaje że mu to nie przeszkadza . Grzecznie sobie spaceruje teraz po kojcu albo siada przy wejściu i przygląda co się w pokoju dzieje , a teraz właśnie myje sobie buzię, czyścioszek jeden.... Oczywiście jak tylko zwrócę na niego uwagę to próbuje mnie zawołać - milczącym miauuu... Od trafienia do mnie tylko raz przed wyjazdem do kliniki udało mu się miauknąć (no ale przeziębienie, obrażenia, słabe płuca.. poczekamy) . Jestem chwilowo niesamowicie szczęśliwa i przynajmniej do wieczora , zanim pojedzie na kontrolę pewnie tak zostanie . To jest mały cud i zapewne ogromna zasługa lekarza. Tak się cieszę