Przede wszystkim ogromny błąd jaki zrobiliście to zgoda na półzabieg - pozostawienie macicy przy kastracji. Z tego nie dość, że ropomacicze może się nadal rozwinąć to druga sprawa - hormony. Wiem ,że macicy się o produkcję hormonów nie podejrzewało , ale teraz są już opracowania świadczące o czym innym. Zatem można założyć, że zwłaszcza po usunięciu jajników jakąś rolę i w tym zakresie macica przejmuje. Chociaż jest to pewnie rola niewielka (zresztą inne organy wystarczająco tu robią pod górkę)... a faktem jest że i kotki /suczki (samce zresztą też) po pełnej kastracji potrafią być nieźle pobudzone- mam taką i sunię i kotkę w domu. Z opisu raczej to właśnie bym zakładała.
Cóż teraz zrobić.. Można oczywiście się męczyć i faszerować kota różnymi środkami - ale ja niestety za to bym łapy poobcinała, bo "uspokajacze" to ostateczność. Sama nie mam z tym problemu bo moje pobudzają się za dnia , ale .. ostatni przykład- młody kocurek u mnie , w okresie dojrzewania, już po kastracji, ale zaraz po poszedł do adopcji. U mnie był cichutki. Tam się aktywował - włączył wycie po nocach (częściowo z dorastania, a głównie z powodu tęsknoty za kotami i mną) . Zwrot po dwóch tygodniach. U mnie próbował kontynuować... i to na pół gwizdka, nie jakieś wycie tylko około 7 rano się budził i go nosiło, więc cichym tonem pomiaukiwał. Dla mnie to pora snu nadal (mam inne godziny) , a budził mnie. Moje starsze koty znają już konkretne słowa "cicho" "sio" "spokój" "zostaw" - na różne sytuacje. Ten wcześniej nie miał powodu by się naumieć.
I teraz będzie brutalnie- więc niech co wrażliwsi nie czytają
. Jak zaczynał wędrówkę po domu, próbując robić mrau , mrau- takie sympatyczno- zalotne, by zachęcić to aktywności moje pozostałe koty, to półśpiąca najpierw go ostrzegałam sycząc przez zęby "Kostek -cisza" , a jak nie zareagował to brałam jaśka, albo kapcia (szmaciak) i w niego z daleka rzucałam. Zwykle nie trafiłam, a jeśli to na pewno nie boleśnie. Natomiast kota wytracałam z tego co robił. Następował spokój na 3 minuty i powtórka - to też i mój drugi kapeć leciał. Po godzinie może sobie znów przypomniał- i znów KONSEKWENTNIE moja reakcja. Następnego dnia już na głos bardziej reagował , kolejnego może z raz miauknął, z tydzień później jeszcze sobie przypomniał z raz.
I teraz tak- kotu nie stała się żadna krzywda- od odskakiwał , uciekał kawałek dalej , siadał i się przyglądał. Czy się do mnie zraził.. zdecydowanie nie. Jak się budzę to pierwszy biegnie włączyć swoje miau miau-już konkretnie do mnie i uwalić się obok na głaskanie. Uwaga, nadal swoje miau miau za uskutecznia, ale za dnia , a dodatkowo można go uciszyć zawsze słowami "Kostek - cisza" .
Jestem za tym by koty uczyć (nie da się słowami wytłumaczyć jak dziecku, choćby strzelić godzinną gadkę)- także dostosowywania się do ludzi, to nie święte krowy. O ile ból i podstawowe potrzeby kocie rozumiem, o tyle na te pozostałe/ luksusowe mogą sobie znaleźć czas poza czasem naszego (i innych zwierząt) wypoczynku.
Chcesz, spróbuj... nie chcesz- lataj po lekarzach, pakuj w kota chemię, nie sypiaj po nocach... ale więcej z tego będzie szkody niż z nauczenie kota, że czegoś nie wolno przy pomocy poduszki (czasami używam spryskiwacza
, ale nie ma takiego zasięgu jak poduszka, a i nie mam go pod ręką jak śpię) .