Dzień dobry.
Pupil moich rodziców, 11-letni kocur, kochany złoty misiek, od ponad dwóch lat choruje na cukrzycę. Szybko dołączyła też pnn. A teraz kolejny problem
Obsługi cukrzycy uczyłam się na kotycukrzycowe.pl. Bywają dobre okresy, ale zazwyczaj cukry są wysoko, niestabilne, nie mogę tego opanować. Pnn jest w II fazie, od momentu zdiagnozowania kreatynina w okolicach 200 umol/l. Mocznik w normie (początkowo tuż pod górną granicą, ostatnio lepiej, w okolicach środka). Fosfor w normie, ale powoli rośnie, zaraz będę chyba mieć do Was parę pytań o suplementy.
Do tej pory jakoś sobie radziłam. Przyszedł niestety ten moment, gdy ogarnęło mnie poczucie bezsilności. Niedawno kot wylądował u lekarza z czerwonymi dziąsłami – stan zapalny, antybiotyk, poprawa. Planowanie usuwania kamienia (który jest od początku, ale zawsze słyszałam, u innych lekarzy, że muszę opanować cukrzycę), planowanie usuwania kilku zębów i... korzeni złamanych kłów. Kiedy złamanych, jakim sposobem – nie mam pojęcia. Trochę się obawiałam zabiegu, ale jak trzeba, to trzeba, przecież kot nie może zostać ze złamanymi zębami. No i... został. Bo cukrzyca nie jest ustabilizowana. Mam czekać aż przyjdzie okres dobrych cukrów. O ile przyjdzie...
Nie wiem co robić. Nic? Czekać na cud, że cukier się poprawi i utrzyma nisko na tyle długo, że fruktozamina wyjdzie na poziomie, jakiego oczekuje lekarz? Zwiększać dawkę insuliny, dążąc za wszelką cenę (hipoglikemii?) do tego założonego poziomu fruktozaminy? Czy komuś z Was udało się uporządkować zęby kotu - pacjentowi zwiększonego ryzyka? Może błędnie założyłam, że to się da zrobić w prowincjonalnym, średnim mieście? Może zmarnowałam czas szukając pomocy na miejscu, zamiast od razu planować wyprawę do Warszawy? Podpowiedzcie coś, bardzo proszę.