Z kotami, jak z ludźmi: albo się polubią i diabli wiedzą, co im odpowiada, albo nie.
Mam za sobą dwa dokocenia starych kotów.
16-letni Alik dziadział mi zastraszająco po śmierci dwóch pozostałych ramion Trójkota. Nie miałam zamiaru się dokacać, ale łamał mi serce Marlon (niezbyt młody, lat 10, ale w porównaniu do Alina to szczyl). Wzięłam i trudno sobie wyobrazić tak bezstresowe powiększenie rodziny. Łagodny duży Marlon był zakochany od pierwszej minuty, Alien go tolerował, ale nawet chyba lubił, bo było wspólne leżenie i lizanie po łebkach.
Po śmierci Alika Marlon chwilę był sam i ... dziadział. Dokociliśmy go roczniakiem. Docierali się (bezkrwawo) przez rok. Lizania po główkach i spania boczek w boczek nie ma, ale za to są ganianki po całym domu, podgryzanki i nawoływanie. Staruch (w typie MCO) niespecjalnie ustępuje temperamentem małemu.
Ale przeżyłam też dokocenie nieudane (moją ukochaną kotką, której dwójka starszych nigdy do końca nie zaakceptowała). Wszystkie koty były wtedy młode.
Moim zdaniem nie ma reguły, to zawsze będzie ryzyko.
Tymczasowa to też ryzyko;) - bo czasem "przyschnie". Może dobrze od razu nastawić się na pomoc kociego behawiorysty, może dobrać kota podobnego temperamentem (choć tu, jak mówię - chyba decydują jakieś tajemne składniki, jak u ludzi, albo sobie przypasują albo nie).
Mam też wrażenie (może nie do końca słuszne), że kotki trudniej nawiązują więzi. Ale się nie upieram, w domu miałam jedną, a w rodzinie drugą. Trudne zawodniczki
