Kiedy odeszła nasza pierwsza kotka, rodzice nie byli od razu przekonani do kolejnego kota, jednak po kilku miesiącach temat się pojawił. Siostra szukała w sieci, na olx i innych portalach, ostatecznie miała być ruda kotka z fundacji. Ale ja zasugerowałam schronisko i czarną kotkę, bo jednak ciągle pokutuje chyba przekonanie, że czarne zwierzaki mają najtrudniej (choć teraz jestem skłonna stwierdzić, że raczej nie ma reguły). W marcu 2016 zamieszkała z nimi czarna Zmorka (wg książeczki wtedy ośmiomiesięczna). W schronisku spędziła ok. 5 miesięcy. W domu zaaklimatyzowała się szybko, choć do dzisiaj nie stała się typowym przytulakiem, nakolankowcem. Były problemy ze zdrowiem (plazmocytarne zapalenie dziąseł, dziś nie ma już prawie wszystkich ząbków), ale do opanowania. Od początku kapryśna przy jedzeniu, nie miała syndromu pustej miski.
Kiedy moja siostra wyprowadziła się z domu rodzinnego, we wrześniu 2018 postanowiła się zakocić. I tu już postawiła na swoim: w schronisku była akurat rudo-biała półtoraroczna kotka. Mulina nie siedziała długo w schronie, ok. 2 miesiące i to w izolatce, nie trafiła na boksy (miała usuwaną przepuklinę i jakieś drobniejsze problemy ze zdrowiem). W domu od razu poczuła się jak u siebie, do tej pory jest bardzo towarzyską, radosną kotką. Problemy ze zdrowiem są, a jakże: jelita (podejrzenie IBD). No i cały czas je jakby na zapas...
U nas na początku zeszłego roku w ciągu 10 dni odeszły nasze staruszki: Niunia, po niej Chrapek. Myślałam, że, jak zawsze wcześniej, tak i teraz "coś" wejdzie mi pod nogi (wszystkie moje wcześniejsze koty, też tymczasy, były "z ulicy"). Ale zdecydowaliśmy się nie czekać i postanowiliśmy, że to będzie kot ze schronu. Wybrać kota w schronisku? Bardzo ciężka sprawa
Choć i tak rok temu było łatwiej, niż teraz... W kwietniu 2022 zamieszkał z nami prawie pięcioletni Kokosz. W schronie spędził rok i 10 miesięcy, trafił tam z ulicy. U nas po wyjściu z transportera od razu poszedł schować się za lodówkę i to był pierwszy i ostatni raz, kiedy próbował nas przekonać o swojej nieśmiałości
To był kot idealny: spokojny, ale wesoły, nie rozrabiał, był prawie w pełni obsługiwalny, a leków nabrał się mnóstwo, u weterynarza bywał co chwilę. Wszystko znosił cierpliwie (także naszą bardzo nerwową przeprowadzkę w listopadzie). A podobno kiedy trafił do schroniska, na początku pandemii to było, wcale nie przedstawiało się to tak różowo. Praca wolontariuszek doprowadziła do tego, że z siedzącego w kacie "dzikuska" stał się prawdziwym przytulakiem. We wrześniu dowiedzieliśmy się o poważnej wadzie serca, nie dawano nam nadziei. Po tej diagnozie żył jeszcze niecałe 5 miesięcy
Tydzień temu, w niedzielę adoptowaliśmy Nemka (w lecie skończy, wg książeczki, 4 lata). W schronie od lipca zeszłego roku - 10 miesięcy. Trafił tam po tym, jak został wyrzucony z czwartego piętra bloku. U nas szybko poczuł się jak u siebie, chyba już zapomniał o schronisku. O ile w przypadku Kokoszka jakieś tam zainteresowanie było, nawet trafił do jakiegoś "domu" (na kilka godzin, tłumaczenie, dlaczego od razu zwrócili kota, było mętne), to o Nemka nie zapytał nikt. Myślałam przez pierwsze dni, że będę miała pierwszy raz w życiu niejadka, ale nie, jednak lubi sobie pojeść
Walczy też zażarcie o swoją suwerenność przy podawaniu specyfików do oczu, gdzież mu do potulnego Kokoszka... Ale podobno był z tym też problem w schronie, może dlatego odpuścili leczenie?
Wszystkie koty, o których piszę, od razu zaczęły korzystać z kuwet, u nas jest to kuweta kryta. U Kokosza pojawiły się z tym problemy, ale to dopiero w styczniu, kiedy już zdrowie bardzo się pogorszyło. We wszystkich przypadkach kupy były brzydkie, jednak po kilku dniach to się normowało.
Jeszcze parę lat temu nie byłabym chyba skłonna wziąć kota ze schronu. Może dlatego, że zawsze trafiały do mnie koty z ulicy. Ba, pierwszy raz odważyłam się pójść na kociarnię chyba ze 3 lata temu dopiero. Wydaje mi się, że koty schroniskowe owiane są złą sławą. Uważane są za gorsze. Chyba w styczniu odwiedziłam koleżankę, niby kociara, ma trzy koty, jedna kocica kupiona, dwa adoptowane z jakichś fundacji. Na wiadomość, że nasz Kokosz ze schroniska jest bardzo chory, z przekąsem zapytała, czy nie mogłam poszukać jednak jakiejś fundacji. Mam jednak nadzieję, że to tylko odosobnione przypadki takiego myślenia.