Dzisiaj za to udało mi się złapać tego oswojonego kota o którym pisałam. Kiedy przyszłam zaczął miauczeć przeraźliwie, zbiegł z dachu na którym siedział i przybiegł się tulić. Taki słodki, kompletnie oswojony kot! Nie protestował w żaden sposób kiedy wzięłam go na ręce i zapakowałam do transportera (pozostawionego na działce na tę ewentualność). Potem, już zamknięty, w dalszym ciągu nie zachowywał się jak zdziczały kot, pomiaukiwał ale w ogóle nie walczył w swoim zamknięciu. Niestety najprawdopodobniej przyjaźnił się z pasiastą koteczką, dużo mniej przyjazną, otwierającą się tylko, gdy jej koci przyjaciel był głaskany a ona była obok i obserwowała. Dzisiaj przez cały czas karmienia nie szła jeść tylko leżała naprzeciwko transportera, zaglądając do środka i będąc jak najbliżej tego drugiego kota. Boję się, że zrobiłam błąd zabierając go, ale to najbardziej oswojony bezdomniak jakiego w życiu widziałam, sam pakował się na ręce. Zresztą wydaje mi się, że to kotka, raczej drobna i młoda, możliwe, że nie kastrowana. Na boku szyi ma ślady ugryzień i wyrwaną sierść, na głowie kilka kleszczy. Bardzo nie chciałabym żeby dalej musiała tak żyć, a z drugiej strony, teraz w końcu jest ciepło a ona ma zostać wyrwana ze swojego środowiska, żeby żyć nie wiadomo gdzie i jak. Mam ogromny dylemat. Do tego nie chcę jej zostawiać u siebie, muszę koniecznie coś dla niej znaleźć, bo nie chcę też wypuszczać jej z powrotem. Tam naprawdę nie jest bezpiecznie, a już na pewno nie dla tak przyjaznego kota.
Napisałam do Koterii, może pomogą choć z testami i kastracją, nie mam możliwości udźwignąć tego finansowo, szczególnie, że to dość niespodziewane. Liczyłam na to, że to będzie kocurek, kastracja byłaby wtedy dużo tańsza, ale niestety, nie ma tak dobrze. Wolę na razie nie nastawiać się na pomoc z Koterii, założyłam zbiórkę na wydatki związane z kotką ale dopiero przed paroma godzinami wrzuciłam ją na grupy na facebooku, ma dość kiepski zasięg, pewnie przez to że jest wieczór i długi weekend.
Dołączam kilka zdjęć tej kotki, jeszcze bezimiennej.
W następnym mailu, na moją prośbę, rudalia podała link do zbiórki.
https://pomagam.pl/7dwtr8
Poza tym napisała:
Mam nadzieję że weterynarz będzie dzisiaj normalnie czynny, wtedy też dowiem się dokładnie ile obecnie kosztuje kastracja kotki. Dawno nie miałam żadnej kocicy, chyba już z sześć lat, i nie pamiętam, pewnie też ceny mogły się zmienić. W Google widzę, że przekrój cenowy w Piasecznie to 150 - 300 zł. Nie wiem skąd wzięli te 150, nie pamiętam takich cen, chyba, że za kocura. Obstawiam, że kosztuje to w okolicy 200-250zł.
Bezwzględnie muszę też zrobić jej testy, nie chcę narażać moich kotów na kontakt (poprzez mnie) z ewentualną białaczką.
W każdym razie kotka jest tak bardzo oswojona że w życiu nie uwierzyłabym, że to bezdomny kot z działek.
Moim zdaniem to miziasta domowa kotka, która może być już w ciąży - ugryzienia na szyi i wyrwana sierść mogą być śladem kocich amorów. Dlatego sterylka jest pilna. Pytałam też o tę pasiastą kotkę, z którą miziasta się zaprzyjaźniła - ale ona jest na działkach od dawna, kastrowana jeszcze przez mamę rudalii. Nie jest miło rozbijać takie przyjaźnie, ale wiadomo - rudalia nie może wziąć miziastej kotki do siebie na stałe, musi znaleźć jej dom, a zabranie obu kotek i szukanie im domu wspólnie zmniejszyłoby i tak małe szanse. Chociaż możliwe, że ta "dzikawa" tez jest tylko zdziczała, a obie byłyby szczęśliwe, gdyby znalazły wspólny dom... Ale takie cuda się nie zdarzają.
Na razie proszę ogromnie o pomoc dla rudalii w sterylizacji i przebadaniu kotki. Rudalia zrobiła zbiórkę na 600 zł, ale nawet część tej sumy umożliwi wykonanie zabiegu i testów, dobrze byłoby też zrobić przeglądowe badania. Gdyby ktoś wolał wpłacić na konto rudalii, zamiast na zrzutkę, to mogę podać nr jej konta na pw.
A tak wygląda owa miziasta kotka - na razie jeszcze nie ma imienia, może macie jakieś pomysły?