Przepraszam za brak odzewu. W dużej mierze cisza sposowodowana była brakiem sił, bo dałam z siebie wszystko. Wykorzystałam każdą okazję do łapanki przed każdym możliwym terminem u wet (może poza jednym zwolnionym w ostatniej chwili, do którego już nie bardzo miałam się jak przygotować). Zasypiałam na siedząco, próbując nasłuchiwać brzęku metalu, chociaż był to sen na tyle czujny, że budziło mnie samo przyjście i węszenie kota. Zmarzłam też okrutnie, aż mi szczęka latała. Niestety koty przestały współpracować. Codziennie przychodził jakiś nowy, ale sporo się nie złapało, bo albo po zjedzeniu ścieżki delikwent uciekł, albo uruchomił zapadkę z zewnątrz (mimo mojego zabezpieczenia, które większości kotom to uniemożliwia - jednemu się udało), albo w ogóle się klatką nie interesował, tylko oznaczył teren wokół i poszedł. Nie było dnia, żeby jakiś kot przyszedł ponownie.
Kotki niestety nie było
Nie pokazała się ani razu...
Było inne coś, może brzuchate, chociaż trudno powiedzieć z powodu ciemności.
Myślę, że mam potwierdzenie, gdzie mogę się ustawić na kulejącego kota. Teraz on jest moim priorytetem. Jak tylko będzie okazja, ponowię działania.
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM BARDZO SERDECZNIE!!! Dziękuję za wszystkie wpłaty
Nie kończę jeszcze, na pewno muszę złapałać kulejącego kota, a potem zobaczymy...