Tarczycy nie bylo, wet nie widzial potrzeby.
Na razie nie dostaje zadnych lekow gastrycznych, nie widac, by mial mdlosci, zjada tyle i co chce wlasciwie.
Dostep do jedzenia ma caly czas. Tym razem jedyne, co jadl po zalamaniu, to gourmety i tunczyk w wodzie z dodatkiem convalescence.
Zalatwia sie codziennie. Udalo sie wprowadzic gotowanego indyka.
Gourmety, samo zlo, ale jak juz nic nie szlo, to nie dyskutuje z kotem.
W tej chwili minimum zmian jedzenia, minimum skladnikow, pasta na razie moglaby byc za tlusta.
Nie chce, by wygladalo tak, ze narzekam na wszystkich wetow.
Chetnie bym skorzystala, ale...
Na necie wiele wyglada pieknie, diabel tkwi w szczegolach.
Mialam wrazenie, ze znalazlam sensownych, gdy wczesniej bylo bardzo zle.
No ale sie zmienilo, a zasady, ze oddaje sie zwierzaka w ciemno, nie dyskutuje i najwyzej bierze nowe, sa tu norma.
Przytoczony link jest fajny, ale to jest forma wetow polcharytatywnie, dla ludzi na zasilkach, z nieco gorszym zapleczem weterynaryjnym, gdy wybor albo nic albo oni, podobnie jak RSPCA.
Do tego dochodzi ryzyko zgloszenia na policje, odebrania zwierzaka, jesli sie nie zgodzisz z trybem leczenia, zechcesz cos zmienic.
No i chyba obecnie nie stac kota zdrowotnie, by testowac kolejnych wetow, kolejna narkoze, stres, mnie - emocjonalnie i finansowo, by zaryzykowac potencjalne pogorszenie, przepychanki z wetem.
A zaczelo sie od urazu mechanicznego, niby jasne, proste i oczywiste...
Dzieki bardzo za kciuki, za wszystko