Paraliż jelit.

Witam. Jeżeli powtarzam wątek to przepraszam ale nie znalazłam odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
Jestem posiadaczką dwóch kocurów i kotki.
Tydzień temu Psotka(2lata) była za długo na balkonie i przeziębiła się (koty są nie wychodzące). Oczywiście chwila moment i zapsikany biega Czesio( 5lat) dzień po nim zaczął chorować Ziomek(6lat) i tutaj zaczyna się mój problem. Po 3dniach od wybuchu małej kociej epidemii Psotka już zdrowa hasała , Czesio nie powiem, wyglądał na chorego, ciągle coś go ksztusilo i musiało gardło boleć ale przynajmniej jadł i się załatwiał normalnie. Natomiast Ziomuś z godziny na godzinę marniał w oczach dlatego postanowiliśmy go zawieść do weta.
U Weta Ziomuś dostał zastrzyk na ból gardła i tyle.
Za dwa dni wróciliśmy z nim bo było coraz gorzej. Nie jadł, nie załatwiał się, ciągle kichal, ślinił sie strasznie , stał się apatyczny i chował się przed nami.
Weterynarz zrobił rentgen i okazało się że w jelitach Ziomka prawdopodobnie COŚ się znajduje . Zrobił mu trzy zaszczyki i podał jedzenie z kontrastem. Na drugi dzień na zdjęciu wyszło że jest blokada w jelicie i potrzebna jest natychmiastowa operacja. Ziomek na stół i co się okazuje ? Nic, bo nic tam nie było..
Już wcześniej pomyślałam że po co rozcinanie jelita jak my tutaj z katarem przyjechaliśmy ale kot jest 1,5doby po operacji i nadal stolca nie było. Wczoraj Ziomek dostał zastrzyk na rozruch jelita, dzisiaj o 4tej kolejny dostanie bo nic nie ruszylo.
Najgorsze jest to że wet sugeruje ze te jelito może już nigdy nie ruszyć i kot będzie do uspania. Jakim cudem kot z przeziębieniem skończył z diagnozą paraliżu jelita?!
Póki co jedynym ratunkiem są te zastrzyki na rozruch jelita ale może Wy, doświadczeni kociarze poradzicie co jeszcze mogę zasugerować wetowi?
Choćbym miała do końca życia mu lewatywy i masaże brzucha robić...
Jestem posiadaczką dwóch kocurów i kotki.
Tydzień temu Psotka(2lata) była za długo na balkonie i przeziębiła się (koty są nie wychodzące). Oczywiście chwila moment i zapsikany biega Czesio( 5lat) dzień po nim zaczął chorować Ziomek(6lat) i tutaj zaczyna się mój problem. Po 3dniach od wybuchu małej kociej epidemii Psotka już zdrowa hasała , Czesio nie powiem, wyglądał na chorego, ciągle coś go ksztusilo i musiało gardło boleć ale przynajmniej jadł i się załatwiał normalnie. Natomiast Ziomuś z godziny na godzinę marniał w oczach dlatego postanowiliśmy go zawieść do weta.
U Weta Ziomuś dostał zastrzyk na ból gardła i tyle.
Za dwa dni wróciliśmy z nim bo było coraz gorzej. Nie jadł, nie załatwiał się, ciągle kichal, ślinił sie strasznie , stał się apatyczny i chował się przed nami.
Weterynarz zrobił rentgen i okazało się że w jelitach Ziomka prawdopodobnie COŚ się znajduje . Zrobił mu trzy zaszczyki i podał jedzenie z kontrastem. Na drugi dzień na zdjęciu wyszło że jest blokada w jelicie i potrzebna jest natychmiastowa operacja. Ziomek na stół i co się okazuje ? Nic, bo nic tam nie było..
Już wcześniej pomyślałam że po co rozcinanie jelita jak my tutaj z katarem przyjechaliśmy ale kot jest 1,5doby po operacji i nadal stolca nie było. Wczoraj Ziomek dostał zastrzyk na rozruch jelita, dzisiaj o 4tej kolejny dostanie bo nic nie ruszylo.
Najgorsze jest to że wet sugeruje ze te jelito może już nigdy nie ruszyć i kot będzie do uspania. Jakim cudem kot z przeziębieniem skończył z diagnozą paraliżu jelita?!
Póki co jedynym ratunkiem są te zastrzyki na rozruch jelita ale może Wy, doświadczeni kociarze poradzicie co jeszcze mogę zasugerować wetowi?
Choćbym miała do końca życia mu lewatywy i masaże brzucha robić...