Agresja
Napisane: Wto mar 14, 2023 16:04
Dzień dobry.
Piszę, bo od pewnego czasu mój kot ma nawracające ataki agresji i chciałabym zapytać, czy ktoś z Forumowiczów miał może podobną sytuację i mógłby podzielić się doświadczeniem.
Kot ma 6 lat, urodzony i wychowany w domu, kastrowany, spokojny, niewychodzący. Z charakteru bardzo delikatny, łagodny i ułożony; czas spędza na kontemplacji (:)) i obserwowaniu świata, przytulaniu i spokojnych zabawach. Od pięciu lat choruje na niedoczynność trzustki i IBD. Przyjmuje na stałe Encortolon 5 - w dni nieparzyste połówkę, w parzyste ćwiartkę - i jest to najmniejsza dawka która niweluje objawy choroby (kilka razy podejmowałam próbę redukcji, ale najmniejsze odstępstwo powoduje natychmiastowy atak choroby, lek musi więc być stale podawany).
Kot zawsze był bardzo łagodny, nigdy, nawet w zabawie nie zdarzyło Mu się nikogo podrapać, nie mówiąc już o ugryzieniu. Od zawsze bał się głośnych dźwięków (blender, odkurzacz, oczywiście fajerwerki), jednak w stresie szukał wsparcia człowieka, spokojne przemawianie działało na Niego uspokajająco, czasem schował się w szafie, ale generalnie w każdej sytuacji był z nim kontakt i wielkiego problemu to nie stanowiło.
Od lipca 2022 pojawiły się nagłe i bardzo gwałtowne ataki agresji skierowane na domowników i drugiego kota, wywoływane najprawdopodobniej dźwiękami, których kot się w danym momencie nie spodziewał. To mogą być różne odgłosy - dźwięk telefonu, ale i skrzypnięcie drzwi, odkręcanie butelki, szurnięcie czegoś po podłodze - nie ma reguły, czasem kot na te same bodźce uwagi żadnej nie zwraca. Podczas ataków kot głośno miauczy i syczy po czym rzuca się na kogoś z domowników lub drugiego kota, bardzo dotkliwie gryząc i drapiąc. Atak trwa kilka minut, kot wydaje się w tym czasie nas nie poznawać, ma nieobecne spojrzenie, nie reaguje ani na uspokajanie, ani na obronę (bo drugi kot gdy zostanie zaatakowany próbuje się bronić) ani na nasz brak reakcji (za radą behawiorystki nie mówimy do Niego podczas ataku, stoimy nieruchomo, odwracamy wzrok itd.). Mimo to już kilka razy zostaliśmy solidnie poranieni. Po ataku kot jest trochę zdezorientowany, ale zdaje się nie pamiętać, co zaszło. W międzyczasie jest przyjazny wobec wszystkich, mruczy, przytula się, "rozmawia", a z drugim kotem pełna zgoda - śpią objęte, myją się wzajemnie, bawią (bez agresji) i generalnie nie ulega wątpliwości że się lubią.
Pierwszy atak uznaliśmy za nieznaczący wypadek, jednak po kolejnych zaczęliśmy szukać pomocy. Kot był dokładnie zbadany przez dwóch weterynarzy, także neurologicznie - wszystkie wyniki w normie poza jedną źrenicą wolniej reagującą na światło. Na początku dostał KalmVet, potem Seronil, który ponoć jest rekomendowany w przypadku agresji lękowej (1/3 tabletki 10 mg raz dziennie), jednak po ponad trzech miesiącach stosowania ataki nadal się pojawiały. Teraz zapisano Luminal 15 mg 2xdziennie. Do tego suplementy na wątrobe, probiotyki i witaminę B.
Diagnoza - brane są pod uwagę trzy mozliwości:
- powikłania IBD/skutki uboczne sterydu - tu niewiele da się pomóc, bo jak wspominałam wyżej, kot przyjmuje najmniejszą skuteczną dawkę leku i próby redukcji za każdym razem konczą się nawrotem choroby
- padaczka - w tej sytuacji Luminal powinien pomóc?
- zmiany w mózgu (mamy skierowanie na rezonans, jednak zalecono najpierw obserwację czy będzie poprawa po Luminalu)
Były też dwie niezależne konsultacje z behawiorystkami, obie zgodnie twierdzą, że stosunki między kotami wyglądają na dobre, układ kuwet/miseczek/legowisk w porządku, nie ma się raczej do czego przyczepić.
Oczywiście bardzo się martwimy, a równocześnie znaleźliśmy się w sytuacji, w której wszyscy w domu boją się małego przyjaciela. Każdy atak odchorowujemy - nie mówię tylko o bardzo poważnych ranach, ale też o ogromnym stresie który towarzyszy tym sytuacjom - żyjemy w nieustannym napięciu, reagujemy nerwowo na każdy gwałtowny ruch kota itd. Drugi kot po ostatnim ataku się rozchorował. Sytuacja jest napięta, staramy się nie dawać kotkowi odczuć, że zaczynamy się Go obawiać, ale chwilami jest bardzo trudno. Podkreslam, że to nie są sytuacje w stylu "raz drapnął i poszedł", tylko bardzo gwałtowne ataki, podczas których kot nie reaguje na nic, gryzie i drapie na oślep i jeżeli wybierze sobie "ofiarę" to przez dłuższa chwilę nie chce dać jej spokoju. Wszelkie wyjazdy stały się niemożliwe, bo osoba, która dotąd zajmowała się kotami pod naszą nieobecność również się boi, nie sposób zresztą zostawić kogoś sam na sam z kotem, który może być niebezpieczny. Sytuacja jest patowa, kot cierpi, my się stresujemy, zupełnie nie wyobrażam sobie, jak wyjść z tej sytuacji.
Jeżeli ktoś z Państwa spotkal się z podobną sytuacją i mógłby podzielić się doświadczeniem czy cokolwiek podpowiedzieć będę wdzięczna.
Piszę, bo od pewnego czasu mój kot ma nawracające ataki agresji i chciałabym zapytać, czy ktoś z Forumowiczów miał może podobną sytuację i mógłby podzielić się doświadczeniem.
Kot ma 6 lat, urodzony i wychowany w domu, kastrowany, spokojny, niewychodzący. Z charakteru bardzo delikatny, łagodny i ułożony; czas spędza na kontemplacji (:)) i obserwowaniu świata, przytulaniu i spokojnych zabawach. Od pięciu lat choruje na niedoczynność trzustki i IBD. Przyjmuje na stałe Encortolon 5 - w dni nieparzyste połówkę, w parzyste ćwiartkę - i jest to najmniejsza dawka która niweluje objawy choroby (kilka razy podejmowałam próbę redukcji, ale najmniejsze odstępstwo powoduje natychmiastowy atak choroby, lek musi więc być stale podawany).
Kot zawsze był bardzo łagodny, nigdy, nawet w zabawie nie zdarzyło Mu się nikogo podrapać, nie mówiąc już o ugryzieniu. Od zawsze bał się głośnych dźwięków (blender, odkurzacz, oczywiście fajerwerki), jednak w stresie szukał wsparcia człowieka, spokojne przemawianie działało na Niego uspokajająco, czasem schował się w szafie, ale generalnie w każdej sytuacji był z nim kontakt i wielkiego problemu to nie stanowiło.
Od lipca 2022 pojawiły się nagłe i bardzo gwałtowne ataki agresji skierowane na domowników i drugiego kota, wywoływane najprawdopodobniej dźwiękami, których kot się w danym momencie nie spodziewał. To mogą być różne odgłosy - dźwięk telefonu, ale i skrzypnięcie drzwi, odkręcanie butelki, szurnięcie czegoś po podłodze - nie ma reguły, czasem kot na te same bodźce uwagi żadnej nie zwraca. Podczas ataków kot głośno miauczy i syczy po czym rzuca się na kogoś z domowników lub drugiego kota, bardzo dotkliwie gryząc i drapiąc. Atak trwa kilka minut, kot wydaje się w tym czasie nas nie poznawać, ma nieobecne spojrzenie, nie reaguje ani na uspokajanie, ani na obronę (bo drugi kot gdy zostanie zaatakowany próbuje się bronić) ani na nasz brak reakcji (za radą behawiorystki nie mówimy do Niego podczas ataku, stoimy nieruchomo, odwracamy wzrok itd.). Mimo to już kilka razy zostaliśmy solidnie poranieni. Po ataku kot jest trochę zdezorientowany, ale zdaje się nie pamiętać, co zaszło. W międzyczasie jest przyjazny wobec wszystkich, mruczy, przytula się, "rozmawia", a z drugim kotem pełna zgoda - śpią objęte, myją się wzajemnie, bawią (bez agresji) i generalnie nie ulega wątpliwości że się lubią.
Pierwszy atak uznaliśmy za nieznaczący wypadek, jednak po kolejnych zaczęliśmy szukać pomocy. Kot był dokładnie zbadany przez dwóch weterynarzy, także neurologicznie - wszystkie wyniki w normie poza jedną źrenicą wolniej reagującą na światło. Na początku dostał KalmVet, potem Seronil, który ponoć jest rekomendowany w przypadku agresji lękowej (1/3 tabletki 10 mg raz dziennie), jednak po ponad trzech miesiącach stosowania ataki nadal się pojawiały. Teraz zapisano Luminal 15 mg 2xdziennie. Do tego suplementy na wątrobe, probiotyki i witaminę B.
Diagnoza - brane są pod uwagę trzy mozliwości:
- powikłania IBD/skutki uboczne sterydu - tu niewiele da się pomóc, bo jak wspominałam wyżej, kot przyjmuje najmniejszą skuteczną dawkę leku i próby redukcji za każdym razem konczą się nawrotem choroby
- padaczka - w tej sytuacji Luminal powinien pomóc?
- zmiany w mózgu (mamy skierowanie na rezonans, jednak zalecono najpierw obserwację czy będzie poprawa po Luminalu)
Były też dwie niezależne konsultacje z behawiorystkami, obie zgodnie twierdzą, że stosunki między kotami wyglądają na dobre, układ kuwet/miseczek/legowisk w porządku, nie ma się raczej do czego przyczepić.
Oczywiście bardzo się martwimy, a równocześnie znaleźliśmy się w sytuacji, w której wszyscy w domu boją się małego przyjaciela. Każdy atak odchorowujemy - nie mówię tylko o bardzo poważnych ranach, ale też o ogromnym stresie który towarzyszy tym sytuacjom - żyjemy w nieustannym napięciu, reagujemy nerwowo na każdy gwałtowny ruch kota itd. Drugi kot po ostatnim ataku się rozchorował. Sytuacja jest napięta, staramy się nie dawać kotkowi odczuć, że zaczynamy się Go obawiać, ale chwilami jest bardzo trudno. Podkreslam, że to nie są sytuacje w stylu "raz drapnął i poszedł", tylko bardzo gwałtowne ataki, podczas których kot nie reaguje na nic, gryzie i drapie na oślep i jeżeli wybierze sobie "ofiarę" to przez dłuższa chwilę nie chce dać jej spokoju. Wszelkie wyjazdy stały się niemożliwe, bo osoba, która dotąd zajmowała się kotami pod naszą nieobecność również się boi, nie sposób zresztą zostawić kogoś sam na sam z kotem, który może być niebezpieczny. Sytuacja jest patowa, kot cierpi, my się stresujemy, zupełnie nie wyobrażam sobie, jak wyjść z tej sytuacji.
Jeżeli ktoś z Państwa spotkal się z podobną sytuacją i mógłby podzielić się doświadczeniem czy cokolwiek podpowiedzieć będę wdzięczna.