Ewa nie ma co prostować.
Mogę tylko dodać od siebie dlaczego - podjęłam tak trudną i teraz jak widać niekorzystną decyzję dla nas.
Wychowałam się w biedzie.Poznałam co to głód i chłód.To miało niestety duży wydżwięk na moje póżniejsze życie i decyzje-które podjęłam.Generalnie tylko opieka nas pierwotnym moim stadem była impulsywna.Zobaczyłam pierwsze koty-
kiedy szłam na przystanek.Jeżdziłam do szpitala do Męża.Była to zabiedzona kotka z kociakami.Kiedy zaczęłam ją karmić regularnie-zobaczyłam ze kotów jest więcej.Powoli moje miejscówki sie powiększały a nowe koty w potrzebie dochodziły.
Dałam im wszystkim co mogłam.Ile byłam w stanie odmawiając sobie wiele razy i wyciągając nawet z lodówki to co sama miałam zjeść.Często jedzenia było za malutko-czasem nie umiałam podzielić.Nie miałam wtedy znikąd jeszcze pomocy.
Ale to dawne czasy już......
Została z nami grupa kotów ok 35 sztuk jak juz pisałam.Wszystkie dawno posterylizowane.Zostały nam tylko dwie mega trudne do złapania.Niektóre juz na kociej emeryturze.Zawsze kiedy jest sytuacja ze dany kot już sobie nie radzi- Jeśli da mi szansę-zabieram go do siebie aby jeszcze odrobinę godnie pożył-jeśli istnieje obawa na zewnątrz o jego bezpieczeństwo.
Tak też wiele razy bywało w przypadku kotów chorych.
Każdy Kto przeszedł by to co ja-a przeszłam piekło chociażby z kotami z drugiego wątku-karmiłam na sąsiednich działkach-powiedziałby dość.Wystarczy.Ponad 20 lat takiego kieratu.Pewnie skupiłby się na tych co zostały i miał oczy i uszy zamknięte na wszystko inne dookoła.
A ja......zaprzepaściłam swój święty spokój
i sielanke
z tą już niewielką grupą -bo może dla Kogoś kto nie miał do czynienia z takim pokotem-35 kotów to dużo.Bardzo dużo.Ale nie dla mnie.W porywach kiedy mi dołączyły koty z likwidowanych działek karmiłam codziennie-SAMA - prawie 180 kotów w porywach.
A wtedy było strasznie.
Taka ciężka zima.Na minusie 25 stopni, śniegu po uda i kolana.
I wiesz- ja do dzisiaj nie mogę uwierzyć jak ja to zrobiłam.
Teraz kiedy o tym myśle -to dla mnie jakaś czysta abstrakcja.
Ja tamtego lata w sezonie wysterylizowałam prawie 60 kotek
I tak musiałam je sama złapać.Przechować i do zabiegu i po zabiegu i potem jeszcze odwieżć na miejsce po 3 km wózeczkiem.Lub rowerem.
Ja juz nawet straciłam rachubę ile kotek czy kocurków zrobiłam ale z pewnością przez ten ogrom czasu nie mniej niż 300 sztuk.
Już jako dziecko miałam bardzo duży kontakt z naturą.Mama czasem przyjeżdzała- rzadko - ale czasem mnie zabierała.Rodzice byli po rozwodzie a ja zostałam decyzją Sądu przy Babci i Tacie.Więc Mama mnie zabierała w jakieś dzikie krzaki -chaszcze-a to na orzechy a to nad rzekę a to nawet raz chyba pod namiot.
No i takie mi chyba umiłowanie natury zostało.
Uwielbiam robić w terenie.Kiedy jest dobra pogoda -usprawniać kocie budki i posesje.Ogólnie mam ogromny szacunek do kotów wolnożyjących
za to jakie są.Jak żyją.Jak sobie radzą w trudnych warunkach.
Trochę im to życie ulepszyłam.
Zmieniłam na nieco inne.Mam nadzieję że lepsze i spokojniejsze.Spokojniejsze o byt- o który nie muszą już tak walczyć.
cdn.Musze lecieć karmić.