Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
serengetti pisze:Dzisiaj byliśmy z kotem u gastrologa. Podejrzewa chłoniaka jelit oraz nowotwór nerek, zaleciła konsultację z nefrologiem i po konsultacji biopsję (o ile będzie zgoda na narkozę ze względu na stan nerek).
W sobotę mamy wizytę u nefrologa.
I mam pytanie - znacie może w Warszawie (lub w okolicach) jakiegoś dobrego specjalistę-chirurga, który zrobiłby laparotomię diagnostyczną z pobraniem wycinków? Dobrze byłoby trafić z kotem na naprawdę dobrych specjalistów - będziemy wdzięczni za namiary.
I dziękujemy za dotychczasowe bardzo pomocne uwagi - wiele z nich skonsultowaliśmy z panią gastrolog.
serengetti pisze:Dostałam zapytanie, jak kotek. Niestety, wkrótce po tej wymianie informacji byliśmy na badaniu u nefrologa, który zrobił usg i okazało się, że nowotwór zaatakował nie tylko jelita, ale i nerki. Nie było co nawet próbować ratować, tylko byśmy przysporzyli kotu więcej cierpienia. W dodatku wskaźnik FIV/FeLV okazał się dodatni. Zdecydowaliśmy o zakończeniu jego cierpienia, i tu muszę powiedzieć - klinika na Rostafińskich stanęla na wysokości zadania. Dali nam czas na pożegnanie, wszystko pięknie wyjaśniali na każdym kroku, starali się, żeby ostatnie chwile naszego kotka były w miarę bezbolesne i spokojne - bardzo nas wspierali w tych trudnych chwilach.
Nie odzywałam się, bo to nadal boli. Był u nas 10 lat, nadal nie bardzo mogę się pogodzić z jego odejściem....
A został nam jeszcze drugi kotek - jego brat przyrodni (mają tego samego ojca), który bardzo jest teraz nieszczęśliwy. Byli razem u nas od malutkiego kociaka...
serengetti pisze:Dostałam zapytanie, jak kotek. Niestety, wkrótce po tej wymianie informacji byliśmy na badaniu u nefrologa, który zrobił usg i okazało się, że nowotwór zaatakował nie tylko jelita, ale i nerki. Nie było co nawet próbować ratować, tylko byśmy przysporzyli kotu więcej cierpienia. W dodatku wskaźnik FIV/FeLV okazał się dodatni. Zdecydowaliśmy o zakończeniu jego cierpienia, i tu muszę powiedzieć - klinika na Rostafińskich stanęla na wysokości zadania. Dali nam czas na pożegnanie, wszystko pięknie wyjaśniali na każdym kroku, starali się, żeby ostatnie chwile naszego kotka były w miarę bezbolesne i spokojne - bardzo nas wspierali w tych trudnych chwilach.
Nie odzywałam się, bo to nadal boli. Był u nas 10 lat, nadal nie bardzo mogę się pogodzić z jego odejściem....
A został nam jeszcze drugi kotek - jego brat przyrodni (mają tego samego ojca), który bardzo jest teraz nieszczęśliwy. Byli razem u nas od malutkiego kociaka...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 214 gości