Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Martyna.C pisze:Cześć. Czytając opis problemu i dotychczasowe postępowanie, to tak jakbym czytała o swojej kotce. Dzięki niej miałam kartę stałego klienta na sorze i do dziś ma bana u kilku wterynarzy. Przerobiłam wszystkie badania diagnostyczne, kilka diagnoz i leki, które w efekcie końcowym tylko nasiliły problem agresji. Batalia o kota trwa od ponad trzech lat, przez pierwsze dwa obecne były leki. Po zauważeniu, że leki nasilają problem, zostały odstawione i od ponad roku tylko i wyłącznie praca behawioralna. Wiązało się to z baczną obserwacją kota dzięki czemu udało się ustalić, że te napady agresji związane są że stanami lękowymi, lęk natomiast indukowany jest u niej przede wszystkim przez dźwięk. W jej przypadku jest to dźwięk drzwi przesuwnych od szafy w przedpokoju, dźwięk jaki powstaje gdy wieje wiatr i jeszcze kilka innych, które udało się zaobserwować. Żeby nad tym lękiem zapanować trzeba było przez jakiś czas dostosować się do kota i próbować odwarunkować zachowania. Na chwilę obecną od ponad roku kotka nie miała napadu agresji a mi wygoiły się wszystkie pogryzienia. Jak wieje wiatr, kotka ma swój kocyk bezpieczeństwa i miejsce bezpieczeństwa ( u nas jest to łazienka), gdzie się albo sama chowa, jeśli nie ma mnie w pobliżu lub jeśli jestem i widzę po niej, że się boi to wówczas sama ją tam przenoszę. Nawe najbardziej problematyczna szafa przestaje powoli być problem, bo zaczęła sama tam wchodzić. No i mamy swoją komendę 'nic się nie dzieje, nie ma się czego bać' powiedziane odpowiednim tonem. To akurat fajnie działa, kiedy widzę i przede wszystkim słyszę to nieodpowiednie, przerażające miauknięcie. Wtedy też bez gwałtownych ruchów, daję znać że może mi zaufać.
Przez jakiś czas była też odizolowana podczas mojej nieobecności w domu, bo bała się również jak po domu chodziło kilka osób. Więc jak wychodzę to jest zamknięta w jednym pokoju. Po domu chodzi swobodnie jak jestem ja bo w zasadzie tylko mi ufa.
Tak więc jest to skomplikowana praca polegająca przede wszystkim na obserwacji i poznaniu kota. W jej przypadku również podejrzewano białaczkę, zaburzenia hormonalne, problemy z tarczycą, depresję, mimo że żadne z badań diagnostycznych nie potwierdziło tego problemu. Więc leki zapisywane były niejako w ciemno, w nadzieji, że pomogą. Ostatni lek jaki brała to Mirtor. I z tym lekiem był dramat bo o ile początkowo ją otumaniał i cały dzień spała więc w zasadzie nie było kota, o tyle po jakimś czasie zaczęły się działania niepożądane w postaci wzmożonego apetytu. A że nie mogłam pozwolić na to, żeby non stop jadła, to ograniczanie jej jedzenia do normalnych porcji codziennych skutkowało jeszcze większą agresją. Po którymś z ataków właśnie odstawiłam mirtor i zaczęliśmy właśnie pracę behawioralną.
Bez behawiorysty, gdyż każdy na wstępie zalecał najpierw zylkene i inne feromonowe sprawy, które na nią nie działały.
Generalnie długo by o tym wszystkim pisać ale jeśli masz jakieś pytania czy coś to chętnie doradzę.
Martyna.C pisze: Przerobiłam wszystkie badania diagnostyczne, kilka diagnoz i leki, które w efekcie końcowym tylko nasiliły problem agresji. Batalia o kota trwa od ponad trzech lat, przez pierwsze dwa obecne były leki. Po zauważeniu, że leki nasilają problem, zostały odstawione i od ponad roku tylko i wyłącznie praca behawioralna.
jolabuk5 pisze:Mirtor daje się kotu właśnie na apetyt.
Dobrze, że kotka czuje się lepiej, to w dużym stopniu Twój wielki sukces!
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 140 gości