Chciałabym napisać że jest super, ale nie do końca mogę.
Dzisiaj rano znalazłam Sówkę w łazience, w trakcie ataku, dwa w jednym - miała oba na raz, ten ze skurczami i próbami załatwienia się plus splątanie, przewracanie, niezborność łap
. Dostała leki o 5 rano, poszłam dalej spać, wstałam po 7 i atak już trwał, nie wiem od kiedy...
Wlewka przerwała go znowu pięknie, Sówka poderwała się jak młoda bogini (no, powiedzmy, była bardzo zmęczona i osłabiona ale do kuchni pobiegła a ataki skurczy ustały) i zwyczajowo poleciała jeść bo ona po przerwanym ataku jest niesamowicie głodna.
Zjadła, pokręciła się chwilę po kuchni, napiła, łapy zaczęły się jej znowu mocniej plątać, wyszła do przedpokoju i znowu padła...
Nie do końca tak jak wtedy gdy zwiotczała całkowicie, kilka razy na chwilę podniosła głowę, ale była jak szmatka...
Nie wiedziałam co się dzieje, czy to zmęczenie po długim ataku i stan po nim, czy kolejny atak, ale dopiero co dostała wlewkę więc dałam jej chwilę i tylko sprawdziłam poziom glukozy oraz patrzyłam jak oddycha, po kilku minutach sprawdziłam znowu jak reaguje, zaczęła wtedy warczeć, już trochę było czuć napięcie mięśni, po kolejnych kilku minutach zaczęła wstawać.
Przez kilka godzin było w miarę ok, była osłabiona ale kontaktowa. Po czym znowu padła tak jak wcześniej, plus zaczęła jej kapać ślina z pyska. Dostała kolejną wlewkę, poderwała się i na plączących łapach poleciała jeść... Jadła, ale była bardzo nieskoordynowana, przewracała się, głowa jej wpadała do miski.
Dałam jej kroplówkę, teraz odpoczywa, wygląda jakby lepiej się czuła. Jest nadal wiotka ale myje się już kilka minut i oddycha normalnie.
Tak wyglądają te jej obecne ataki:
https://youtu.be/7h4NavirRmcTroszkę mocno nią tarmoszę, ale to filmik dla weta, chciałam pokazać do jakiego stopnia jest ona zwiotczała i jak reaguje.
Sówka ma na sobie obróżkę feromonową, na zalecenie lekarza, jest totalnie rozpinalna, nie do zawieszenia się na niej, leciutkie pociągnięcie i się rozpina, pasek się wysuwa z klamerki.
Tak pisze na wypadek gdyby ktoś sie zaniepokoił
, sama miałam co do niej masę wątpliwości, bardzo nie lubię obroży na kociej szyi ale faktycznie chyba działa a przy otwartych oknach feromony do gniazdka się nie sprawdzą.
Sorry że tak się rozpisuję ale ten wątek to dla mnie też forma notatnika, co kiedy było i jak wyglądało.
I możliwość wygadania się, bo te jej dziwne stany nie wpływają na mnie relaksująco.
W poniedziałek robimy badania na stężenie leku przeciwpadaczkowego w krwi, nasza wetka chce powtórzenia przeciwciał na toxo, robiliśmy je, wyszły podwyższone IgM ale niewiele, teoretycznie Sówka ma objawy od młodości, ale wetka mówi że chce się upewnić bo ma masę przypadków narządowych tej choroby i zdarzało się że pierwsze badanie też wykazywało taki wynik a w kolejnym te przeciwciała były już wyższe, wdrożone leczenie dawało efekty - chce się upewnić, bo trochę to wygląda tak że kolejne zwiększanie dawki leków tłumią ataki padaczkowe ale po pewnym czasie one z znowu się pojawiają, trochę to wygląda tak jakby choroba wcale się nie wyciszała ale wręcz nasilała, tylko jest objawowo pętana lekami
.
Te jej obecne ataki nie wyglądają szczególnie groźne, nie krzyczy podczas nich, nie ma drgawek, po prostu leży. Ale bardzo ją obciążają a to dzisiaj to jakaś masakra, tak naprawdę kilka ataków jeden po drugim