No to właśnie mamy potwierdzenie diagnozy.
I to takie bez wątpliwości, atak typowy dla niej, weszła do kuwety, widzę że wychodzi, ale się ślini, już wiedziałam co się kroi, za chwilę sie zaczęło, weszła do kolejnej kuwety, próby parcia, od razu odruch wymiotny, warczenie - pełne spektrum. Nie było dylematów - czy to atak czy nie a może stan po nim.
Dobrze że było Dziecko w domu, bo ona wtedy bardzo boi się dotyku i się miota, jest bardzo pobudzona, daliśmy radę razem podać jej ten lek do nosa, bałam się jak to pójdzie ale całkiem łatwo.
10 sekund i... efekt jest spektakularny. Bardziej niż bym sie spodziewała
.
To dobra wiadomość.
Wiemy że to faktycznie ataki padaczkowe, wiemy jaki lek na nie skutecznie działa, mamy super skuteczny sposób na przerywanie silnych ataków i stanów padaczkowych. Mogło być gorzej.
Zła - to pierwszy atak o którym wiem który zdarzył się nie rano, zaraz po jej obudzeniu (plus poprzedni silny, ten znowu prawie zakończony wstrząsem był 4 miesiące temu o 2 w nocy, już wtedy coś się chyba zaczęło zmieniać). Może ją dopaść gdy nas nie będzie w domu
Cala nadzieja w tym że gdy wdrożymy leczenie to te ataki będą zwykłe, słabe, nie przechodzące w stan padaczkowy.
Bo na cud w postaci zupełnego ustąpienia nie liczę.
Druga zła - dzisiaj rozpoczęliśmy odstawianie sterydu (zmniejszona dawka). Na zdrowy rozum nie powinno to dać takiego efektu kilkanaście godzin późnej, ale poprzedni normalny atak był także w chwili schodzenia ze sterydu. Bardzo mnie to martwi...
W poniedziałek zadzwonię zgodnie z umową do neurolog, niech ona już to poprowadzi. I tak pewnie trzeba będzie poczekać na wynik rezonansu - czy tam na pewno się jakiś stan zapalny nie tli.