» Wto gru 20, 2022 11:38
Odłowiony, zdziczały kotek - prośba o pomoc
Witam,
rzadko korzystam z tego typu pomocy jak fora internetowe natomiast chciałabym zasięgnąć pomocy od osób, które były może w podobnej sytuacji.
Od ponad tygodnia jest u nas kocurek +/- roczniak. Kotek został odłowiony przez fundację, gdyż wraz z innymi kotami mieszkał w wybudowanych "budkach" przez innych ludzi - na zewnątrz. Koty były dokarmiane przez różnych ludzi, podchodziły ale na bezpieczny dystans, reagowały gdy ktos przychodził je karmić. Zbliżała się zima i koty nie mogły zostać na zewnątrz. Jeden z nich trafił do nas do domku. Nie wiemy czy kiedykolwiek żył w domu. Aktualnie jest odrobaczony, wykastrowany, testy negatywne. Po odłowieniu kotek był agresywny, u weta musiał być uśpiony aby móc wszystko na nim "wykonać". Później był przetransportowany do domu tymczasowego był tam 3 dni i trafił do nas. Mamy kotka 3 letniego rezydenta. Nowy kociak jest umieszczony w oddzielnym pomieszczeniu. Ma miejsca do schowania, namiot, karton, koc. Najbardziej ulubione miejsce to róg pomieszczenia pomiedzy ścianą, a toaletą. Obserwujemy go praktycznie cały czas jak nie z kamerki to osobiście. Największym problemem jest to, że po podejściu bliżej do kotka zawsze warczy i syczy i mam wrażenie że jest gotowy do ataku, Po chwili przestaje. Da się go nakarmić z ręki, ale w sposób delikatny. Głaskanie odpada choć dał się kilka razy dotknąć przy okazji jedzenia. W nocy wychodzi, zwiedza. Je normalnie. Załatwia się tylko do kuwety. W momencie kiedy zastajemy go w pomieszczeniu w innym miejscu nie w kryjówce (mniej osłoniętym miejscu), trzęsie się syczy i warczy za każdym razem. Nawołują się w nocy z rezydentem (nie warczą, nie syczą - widzą się przez otwór w drzwiach) ale ani nowy nie wyjdzie ze swojego pomieszczenia, ani rezydent nie wejdzie do niego. Ostatnio nowy kotek wyszedł do przedpokoju, ale jak tylko nas zobaczy to syknał, parsknął i schował się ponownie. Stwarzamy jak najlepsze warunki. Na prawdę bardzo się staramy. Włączyliśmy też feromony, nic niestety się nie zmieniło. Najbardziej stresujemy się ty syczeniem i warczeniem. Na prawdę można się nie raz wystraszyć konkretnie. Nie wiem co jeszcze możemy z mężem zrobić. Wiem, że potrzeba czasu, ale może jest jeszcze coś. Byłabym ogromnie wdzięczna za ocenę sytuacji i ewentualne porady. Dziękuję.