andorka pisze:To tym bardziej "ciekawe" czemu hodowca unika kontaktu jak ognia...
Niestety nie zawsze legalna hodowla jest synonimem dobrej hodowli
Obawiam się - o ile Twoja próba kontaktu nie była jednorazowa - że problem ze zdrowiem Twojego kocurka nie jest czymś co jego hodowcę zaskoczyło. Raczej wręcz przeciwnie. Biorąc pod uwagę historię z ponownym wystawianiem tego samego kociaka, niewiedzę czy sie go jeszcze ma czy nie etc.
Gdy byłaś w hodowli to w mieszkaniu/domu było widać ewidentną codzienną obecność kotów? Kłaki na meblach etc (o ile to nie jakaś rasa bezwłosa), podrapane meble etc - rzeczy nie do uniknięcia gdy koty swobodnie poruszają się po mieszkaniu?
Koty wyglądały zdrowo?
Ja bym pokusiła się o maila (smsa - żeby mieć na to dowód) do niego z informacją że jeśli się z Tobą nie skontaktuje w ciągu tygodnia i nie wyjaśni sytuacji to wysyłasz historię leczenia kota i informację trudności z kontaktem do związku oraz wrzucisz w net adres hodowli z zapytaniem czy ktoś ma może koty z niej bo masz poważne problemy z kociakiem a hodowca unika kontaktu, szukasz informacji bo może inni też tak mieli i wiedzą już co kotom dolega.
Spróbowałabym też zadzwonienia z innego numeru.
W sumie to dla mnie intrygujące że kupiłaś kociaka pewnie za grubą kasę skoro hodowla legalna - kociak od początku ma biegunkę, wydałaś pewnie niemało na diagnostykę i badania (biorąc pod uwagę czas trwania i rodzaj badań to raczej dużo), nad Wami wizja operacji, masz dokumentację lekarską, zapewne masz umowę, a w takiej sytuacji nie dobijasz się od 4 miesięcy do hodowcy i nie robisz wokół niego choćby małego dymu. Chociaż po to by spróbować wydusić od niego co kociakowi może być (lub dowiedzieć się od właścicieli innych kociaków) - żeby np. zaoszczędzić mu operacji jeśli to np. jakieś zaburzenie wrodzone.
Nie krytykuję, wiem że ludzie w stresie i trudnych sytuacjach zachowują się różnie, ale mnie to intryguje bo wydaje się oczywiste.
Ale oczywiście jeszcze nic straconego
Ja kiedyś pomagałam w adopcji kociaka z likwidowanej hodowli - odezwała się do mnie hodowczyni z prośbą o pomoc, jest w trudnej sytuacji, ciężka sytuacja rodzinna a ja na pewno znam wiele osób ktore dadzą dobry dom kotu etc. Dałam się nabrać Pomogłam znaleźć dom dla jednego z kotów, poleciłam go koleżance. Wkrótce okazało się że był zarażony wirusem FeLV...
Hodowczyni oczywiście nic nie wiedziała. Jeden post w necie i okazało się że wiele zarażonych kotów z tej hodowli rozjechało się po całej Polsce w ramach likwidacji hodowli z powodu "trudnej sytuacji życiowej" A to były tylko osoby które ten wątek przeczytały. Niektóre dopiero wtedy się dowiedziały że ich koty też są pozytywne.
Twój kociak nie różnił się wielkością od rodzeństwa? Była ona stosowna do wieku?
Możesz wkleić wyniki badań krwi ktore robiliście?
Jak brzuszek wygląda w usg?
Nerkowe wyniki są ok?
Testy na wirusówki robiliście tylko raz?
Powtórzyłabym.