Koci przyjaciele, próbę mam ogromną o doradzenie.
Ręce mi już opadają. Będę bardzo wdzięczna jeśli będzie Ci się chciało przeczytać co napisałam. Może odmienisz moje życie.
Mamy dwa koty.
Kot Louis rasa ragdoll i kotka Lusia rasa "podwórkowa".
Kot Louise chodzi w kołnierzu od dobrych dwóch lat. Przez ten cały czas szukaliśmy przyczyny rozlizywania przez niego ran. Oczywiście kołnierz mu ściągamy i możecie sobie wyobrazić ile czasu trzeba dziennie z nim spędzić. Nie jeden raz w trakcie się rozlizal dlatego tak długo to trwa.
Były badania strupa, badania krwi (mam całą jego kartę), zmiana karmy 3 razy, obroża feromonowa, dostawał więcej miłości, mniej miłości. Były prośby i groźby.
Na ta chwilę mój chłop już się poddał, ja ledwo pikam.
Po prostu istny koszmar. Był mały kołnierz, potem większy bo za każdym razem znalazł sobie sposób na rozdrapywanie lub rozlizywanie ran. Ogólnie Louis to bardzo upierdliwy Kot jeśli chodzi o gojenie ran. Najmniejszy strupek mu przeszkadza do szaleństwa.
Na początku rany przemywaliśmy, smarowaliśmy, potem nie, były różnego rodzaju tabletki. Wszystko po to aby się zagoiło jak najszybciej.
W chwili obecnej rany już zagojone zaczynają go swędzieć na nowo. Nie ma tam żadnego śladu, rośnie ładnie sierść.
Tabletki przestają działać (hedylon 5mg dostaje codziennie rano). Dwie rany rozdrapane, ciągle te same w tym samym miejscu a nowych brak.
Gdy tabletki zaczęły działać słabiej (około tydzień to teraz trwa) zauważyłam niepokojące zachowanie a może w końcu rozwiązanie problemu!!
Ale od początku. Louise mimo kastracji wykazuje dziwne zainteresowanie różnego typu swetrami. Tzn. Bierze w zęby i ciągnie po ziemi wydajac godowe odgłosy a potem wiecie co dalej z nim robi.
Mówiliśmy weterynarzowi, stwierdził że zabieg był zrobiony dobrze no i tyle.
I tak z raz w tygodniu sobie chodził ze swoim sweterem. (Jeśli nie ma swojego na ziemi bierze koc, moje ubrania itd).
Dziwny jest fakt, że ten koc ciągnie do mnie jak śpię i robi to na moich nogach.......
W tej chwili Kot ma 5 lat, wykastrowany był przed 1 rokiem życia.
Ogólnie Louise zachowuje się jak pies. Ma bardzo mało wspólnego z kotem. Nie lubi być myziany, śpi z nami w łóżku na mojej głowie lub w nogach. Chodzi za nami jak coś robimy w domu. Często miauczy np. Wola jeść co godzinęczy pół. (Je mało i bardzo często. Jak na swoją rasę jest mały. Więc tak go dokarmiamy i w końcu waży prawidłowo).
No po porostu jak z dzieckiem.
Dodam jeszcze, że nie działają na niego żadnego kocimiętki, waleriany ani ta obroża feromonowa. Chyba, że była używana za krótko (jedna przez jakieś 3 tygodnie. Nie byli nawet minimalnej poprawy).
Wracając do chwili obecnej.
Zauważyłam, że ciąga sweter jak mój facet wychodzi z domu. W ciągu jednego dnia było to 3 razy.
Wyciera się w jego bluzkę leżącą na podłodze.
Jest jakby nerwowy? Czasami zaczyna się szybko lizac jakby coś go denerwowało a nic absolutnie się nie zmieniło.
Czytałam na forum, że pomogły komuś tabletki zylkene.
Czy myślicie, że to dobry pomysł aby je przetestować?
Nasz weterynarz rozłożył już ręce. Kazał jechać ewentualnie do dermatologa.
Niestety mamy kawał drogi.
Najbliższy dermatolog 120 km. Behawiorysta na pewno podobnie.
Na chwilę obecną nie mam już pieniędzy na kolejne wizyty.
Już nie jedna wypłata poszła na naszego Louiska.
Chciałabym w końcu mu pomóc i przede wszystkim odetchnąć.
To wszystko doprowadziło już do takiego momentu, że nie chce się wracać do domu