W Wielkanocną NIedzielę zobaczyłam Chińczyka w mocno kiepskim stanie. Koty w ogóle były bardzo głodne - w koncu święta wiec ludzie odpoczywają (wrrr) - Chińczyk wybiegł przed furtkę jak zaparkowałam. Masakrycznie zaklejopny ropą i brudem nos, leje się z pyska, kaszle, trudności z przełykaniem, zjadł kawałki mięsa, jednym się zakrztusił, a po chwili całosć zwymiotował. Brudny jak Boże nieszczęście.. wszystko pozamykane z wyjątkiem kliniki w Kortowie, gdzie bardzo źle ppotrakotwali kiedyś Tosię, potem moją DeeDee a ostatnio Adaś tam złapał pp. Wczoraj Chińczyk przyszedł późno, koło 17ej, dr na wyjeździe, wiec nie weźmie go do szpitalika, najprędzej dzisiaj o 9 rano.
Pierwsza wersja to p Ola miałą dzisiaj przyjechac i gdyby był to go zabrać do dra Koncickiego. Ale Chińczyk jest kotem rzadko do nas przychodzącym. Bałam się, ze nie przyjdzie w ciągu tych 5 minut gdy bedzie p Ola.
Zapakowałyśmy kota do auta, umieściłyśmy w kuchni, p Ola go odebrałą dzisiaj o 7 rano i zawiozła do szpitalika na 9.
Moja siostra umyła mu ten nos - strup ropy i brudu kilka minut nie chciał się odkleić, ale udało się.
Kocur przemiły, wykastrowany, reaguje na słowa "nie" i "chodź', barankuje, wywala brzuch do głaskania itp.
Kciuki za wyzdrowienie, poproszę..