Moja Malutka też tylko dzięki niej przeżyła - była już do eutanazji, specjalista radiolog orzekł że to ogromne torbiele nerek a najprawdopodobniej nowotwór i to rozsiany bo cały brzuszek wyglądał dziwnie, z jakimiś cieniami, bez opcji leczenia na tamten czas, z kota został już cień. Zdecydowaliśmy się na operację by mieć pewność że jest tak źle naprawdę, okazało się że chore było wszystko, nerki były najzdrowsze
- to był toczeń, totalna masakra, wszystkie organy zaatakowane.
Ozdrowiała w tydzień, drugiego dnia po operacji spała już wyciągnięta na całą długość, bez leków, chirurg powiedział że jest szansa na takie coś i faktycznie - zaskoczyła. Żyła jeszcze 10 lat, bez nawrotów, dożyła 16.
Podobnie mój Bąbel, też zdecydowaliśmy się na jego otwarcie gdy miał 6 miesięcy i z niewiadomego powodu stanęły mu jelita a kot czuł sie z chwili na chwilę gorzej. Wet otworzył, zobaczył że jelita są całe w plamach, wodobrzusze, możliwe ze to FIP ale może nie - ale zaszył, bo to był ten sam optymistyczny chirurg. Bąbel od tamtego czasu buja się z eozynofilowym zapaleniem całego układu pokarmowego, ale ma się świetnie i kończy 16 lat.
Wet tylko go otworzył, popatrzył i zaszył. Przez 5 lat od operacji praktycznie nie miał objawów.
Dlatego w sytuacjach podbramkowych, jeśli jest taka możliwość a diagnoza nie jest pewna - jestem ogólnie za taką próbą, gdy alternatywą jest eutanazja.
Czasem to nic nie da lub da wiedzę że jest to historia która już dobiega swojego kresu
Ale to też sporo, bo zaoszczędza przedłużania wszystkiego gdy człowiek ma jeszcze nadzieję....