Kotka z chłoniakiem, triaditis, problemami z przyswajaniem

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon wrz 26, 2022 6:35 Re: Pytania do opiekunów kotków "trzustkowych"

dcmb pisze:Jeżeli tak, to w jaki sposób dzieli się tabletki 50mg jeżeli kot miałby dostawać około 0,23mg dziennie?


Tak na szybko - nie stosowałam tego leku u kotów ale stosuje u siebie więc odpisuję: kruszysz tabletkę tak by mieć jak najmniejsze straty (np. zgniataczką od moździerza bezpośrednio w pojemniczku), wsypujesz do słoiczka czy innego zamykanego pojemniczka w którym masz równo 50 ml wody. Tzn ja tak dla człowieka robię, Ty lepiej rozpuść połowę tabletki (jeśli masz z podziałką, jeśli nie musisz zrobić całą w 50) w 25 ml.
Dokładnie wymieszaj, zostaw na godzinę. Następnie znowu zamieszaj i nabieraj insulinówką odpowiednią ilość nie zbierając ew. osadu z dna. 1 ml. takiego roztworu to 1 mg leku, czyli 0.23 mg to będzie troszkę więcej niż 0.2 ml. na pewno nie co do mikrograma, ale ogólnie ta metoda się sprawdza, nawet u ludzi którzy dobrze reagują ma konkretną dawkę - a bywa że bardzo niewielka różnica daje bardzo różne efekty. Naltrekson super się rozpuszcza w wodzie.

Lek ponabierany w strzykawkę, trzymany w lodówce, najlepiej w ciemnym pojemniku - spokojnie wytrzymuje miesiąc.

Idealnie jest jeśli wet wystawiłby receptę na lek robiony (nie wiem czy może), wtedy podzielili by Ci to w aptece, ale nie wiem czy to przejdzie, człowiek ma z tym ogromne problemy, lekarze kręcą nosem bo albo nie znają leku, nie wiedzą jak to rozpisać, jaki może być wypełniacz etc, mało aptek to robi - co dopiero recepta weterynaryjna (nie wiem czy w ogóle wet może taką wystawić) na taką mikrodawkę.

Blue

 
Posty: 23416
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Pon wrz 26, 2022 19:59 Re: Pytania do opiekunów kotków "trzustkowych"

dcmb, a trafiłaś weta, który prowadzi terapię LDN?
Ja może będę poszukiwać, zobaczymy co jutro na kontroli zmian płucnych u swojej Frajdy usłyszę.
Znalazłaś jakąś grupę o LDN w weterynarii? Jeśli tak, to rzuć pls linkiem.

megan72

 
Posty: 3473
Od: Śro kwi 18, 2007 12:41
Lokalizacja: Cymru

Post » Śro wrz 28, 2022 4:44 Re: Pytania do opiekunów kotków "trzustkowych"

Blue, dziękuję serdecznie za wyczerpujący opis dzielenia tabsów. Przy okazji życzę Ci dużo zdrowia...

Megan, trafiłam na taką grupę, anglojęzyczną, ona jest zamknięta, ale na dwa pytania odpowiedziałam i mnie przyjęli:
https://m.facebook.com/groups/LOVEOURPETSLDN/
Nie mam tu, gdzie jestem dostępu do kompa, a nie cierpię czytać przez smartfona, bo mam wrażenie, że ciągle coś pomijam, ale trochę tę grupę jednak przetrzepałam i jest tam kilka obiecujących doniesień od właścicieli chorych zwierzaków. Niektórzy stosują LDN jako uzupelnienie chemioterapii, inni łącznie ze sterydami, jeszcze inni bez niczego innego. Szukałam pod hasłem "lymphoma" albo "lymphoma cat".

Nie, nie wiem jeszcze, czy moja znajoma lekarka przepisze mi dla kotki Naltrekson. Będę z nią rozmawiać pod koniec tygodnia. Ewentualnie sprobuję jeszcze uderzyć do drugiej, innej, która mi kiedyś, parę lat temu dla kotka FeLV+FIP wdrożyła terapię ludzkim interferonem, co nie było standardem. Kotek zmarł ostatecznie na FIP, na parę miesięcy przed pojawieniem się lekarstwa:( Ale... co się będę rozpisywać, tu na miau są moje wątki, zarówno o Pikselku jak i o Heldze, gdy się 6 lat temu do nas przyplątała.

Przyznam szczerze, że zawsze z dystansem podchodziłam do terapii alternatywnych, ale... Ta, z tego, co przeczytalam, wydaje się mieć niewiele skutków ubocznych (jeżeli ktoś z czytających znałby jakieś, proszę, niech napisze) Może warto spróbować...

Aha! Jak szukałam info o LDN, to natknęłam się tez na ten filmik na YT. Jest sprzed kilku miesięcy, więc dość nowy:
https://youtu.be/0xfszlM7VH8
Nie sprawdzałam innych filmów z tego kanału, bo, jak pisałam nie mam obecnie swobodnego dostępu do sieci, a warto byłoby to zrobić, żeby zorientować się na ile pan doktor jest wiarygodny.

dcmb

 
Posty: 52
Od: Nie sty 15, 2012 14:33

Post » Śro wrz 28, 2022 7:03 Re: Pytania do opiekunów kotków "trzustkowych"

Dzięki, już czekam na przyjęcie do grupy.

megan72

 
Posty: 3473
Od: Śro kwi 18, 2007 12:41
Lokalizacja: Cymru

Post » Śro lis 23, 2022 2:00 Re: Pytania do opiekunów kotków "trzustkowych"

(wrócę tu później z dalszą historią, ale teraz mam...)

... kilka szybkich pytań... Jak dokładnie nazywa się ten test na FIP? Ten skuteczny w 98%... RT-nPCR? I to się robi z płynu z otrzewnej wysłanego do laboratorium IDEXX? Czy tak dokładnie mam powiedzieć wetowi? Proszę o potwierdzenie. Jaka jest orientacyjna cena tego badania? (pytam w kontekście upewnienia się, że zlecą odpowiednie) To jest wysyłane do Warszawy, czy za granicę? Jak szybko są wyniki? Czy elektroforezę białek też się robi w IDEXX? To badanie z płynu, czy z krwi? Błagam, jeżeli ktoś mógłby mi odpowiedzieć na te pytania, będę bardzo wdzięczna.

W skrócie - mamy wodobrzusze, płyn gęsty i żółty, dziś ściągnięte 400ml. Doktor powiedział, że nie zna kota starszego niż 6 lat z FIPem i nie widzi potrzeby zrobienia badania na FIP, ale jak się uprę, to zrobi - w gabinecie zaufałam i nie upierałam się, po czym wróciłam do domu i wieczorem zaczęłam mieć ogromne wątpliwości. Chcę jutro rano jechać do lecznicy, pytać, czy jeszcze mają ten płyn i jednak zrobić to badanie na FIP://

Edit. Jest 15 godzin po odciągnięciu płynu, a brzuszek znów wydaje się być jak balon:(( Czy to możliwe, żeby ten płyn tak błyskawicznie wrócił?? Czy to nie przemawiałoby za FIPem bardziej niż za chloniakiem? Na wizycie kotka dostała kroplówkę dożylną, nie wiem niestety co, ale mogło jej byc z 200ml i szła szybko:/ Miała po niej więcej sikać, ale wydaje mi się, że sikała standardowo, nie więcej.

dcmb

 
Posty: 52
Od: Nie sty 15, 2012 14:33

Post » Śro lis 23, 2022 7:40 Re: FIP, chłoniak? Proszę o zerknięcie na moją ost. odpowied

Znam koty starsze niż 6 lat ,które odeszły na FIP.
Tak, płyn tak szybko nachodzi.
Nie znam nazwy testu na FIP. Test Rivalta jest najprostszy.
jakie kot miał badania? Jaki jest stosunek albumin do globuln?
Niestety, według mnie mały ma FIP.
Z doświadczenia wiem, własnego!, że każda kroplówka przyspiesza przybieranie płynu. Jesli to FIP to nie ma sensu dawać kroplówkę.
Kciuki :ok:
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55322
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Śro lis 23, 2022 9:17 Re: FIP, chłoniak? Proszę o zerknięcie na moją ost. odpowied

Z wczoraj USG:
https://drive.google.com/file/d/1lOjnZT ... share_link

Sprzed 10 dni krew:
https://drive.google.com/file/d/19Y2kc_ ... share_link
https://drive.google.com/file/d/1IkGQ5s ... share_link

Było jeszcze RTG, ale opisu nie mam, ale z tego, co zrozumiałam, to nie było się tam do czego przyczepić szczególnie.

Reszta wyników jest zalinkowana w pierwszym poście.

Nie były to w ogóle badania w kierunku FIP, bo wstępne rozpoznanie, na podstawie USG to było triaditis i chłoniak. Podjęłam wtedy decyzję, że nie będę jeździć po onkologach (nie ma w bliskiej okolicy), nie decyduję się na chemię głównie w związku z triaditis i tym, że w mojej opinii kotka czuła się źle. Dostawała encorton, sporadycznie kroplówki. Jakiś tydzień temu wyraźnie zaczął rosnąć obwód brzuszka, ale... karmiłam ją zblendowaną karmą, zjadała jej codziennie całkiem sporo, więc... Nie wiem na co liczyłam, chyba na to, że to brzuch od jedzenia. W międzyczasie miała włączony bunondol. Wypróżniała się regularnie (aż za często), siku robiła normalnie. Wczoraj pojechaliśmy na konsultację do innego, poleconego, doktora jeszcze, bo raz, ze ten brzuch nie dawał mi spokoju, dwa że był to trochę wóz albo przewóz - moim zdaniem kotka cierpi, ale nie jestem na ten moment w stanie podjąć ostatecznej decyzji. Pani doktor, od której był encorton i bunondol, na tyle, na ile była w stanie ocenić stan kotki, mówiła, że "jeszcze nie". Stąd wizyta u doktora.

Kilka lat temu miałam kocurka z FIP (zmarł kilka miesięcy przed pojawieniem się lekarstwa), więc moje koty prawdopodobnie są nosicielami mutagennego koronawirusa. Mało tego, miały kontakt z płynem wysiękowym tego chorego, bo po jednym upuszczaniu tego płynu, ciekło mu z brzucha jeszcze w domu. A ja, mimo, że przeryłam wtedy mnóstwo artykułów o FIPie nie miałam świadomości, że to groźne. Byłam z nim zamknięta w łazience i umyłam podłogę, ale nie żadnym detergentem, normalnym płynem, więc na milion procent co miało przetrwać, przetrwało.

Zamówiłam już dwie fiolki GS, ale po tym szybkim zebraniu się płynu czuję, że czas bardzo, bardzo nam się kurczy. Wszystko trwa od sierpnia, kotka jest już wymęczona. U tamtego kocurka płyn zbierał się znacznie wolniej. Przeżył we względnym komforcie, na sterydach, dwa miesiące, płyn odciągany miał trzy razy i po takim odciągnięciu było dobrze przez najpierw kilkanaście, potem kilka dni, dlatego jestem zszokowana tym, że tu po kilkunastu godzinach znów mamy spore wodobrzusze.

Ale... czy dobrze myślę, że w przypadku chłoniaka ten płyn nie powinien wrócić w tak błyskawicznym czasie i prawdopodobnie byłby z domieszką krwi? Dziś mają być wyniki z ręcznego rozmazu krwi i z badania płynu z brzuszka, tylko nie wiem jakie dokładnie - na pewno nie ten test na FIP, o który pytałam w poprzednim poście. Pojechałam wczoraj do lecznicy zupełnie nieprzygotowana pod kątem tego FIPa, a przez tych kilka lat zdążyłam o wielu rzeczach zapomnieć. Ale teraz nie mam już nic do stracenia, zaraz jadę do gabinetu - mam nadzieję, że będzie tam jeszcze próbka tego płynu i że będzie się ją dało wysłać na to potwierdzające FIP badanie.

Tak, błagam o kciuki, żeby to był FIP i żebym zdążyła z leczeniem:(((

dcmb

 
Posty: 52
Od: Nie sty 15, 2012 14:33

Post » Śro lis 23, 2022 9:35 Re: FIP, chłoniak? Proszę o zerknięcie na moją ost. odpowied

Oczywiście że chorują koty starsze niż 6 lat, te powyżej 12 lat są kolejne w częstości zachorowań po kotach poniżej 2 roku życia. Ale żaden wiek nie chroni :(
Zasadą jest że u kotów nie ściąga się z brzuszka płynu więcej niż potrzeba do badania i do odbarczenia jeśli kot ma problemy z oddechem lub jest go tak dużo że utrudnia funkcjonowanie.
400 ml ściągniętego płynu to strasznie duża ilość :( Niestety - szczególnie ten wysiękowy wraca bardzo szybko w dodatku a ponieważ jest wysokobiałkowy to wprowadza duży chaos w organizmie kota bo ściąga białko z tkanek.
200 ml. kroplówki dożylnej podanej bardzo szybko? To prawdopodobnie odpowiada za szczególnie szybki powrót płynu (poza tym że było niebezpieczne bo zasadą kroplówek dożylnych jest by kapały wolno, chyba że chodzi o szczególne sytuacje gdy trzeba szybko podnieść ciśnienie etc) - bo zwiększone ciśnienie w naczyniach krwionośnych dodatkowo zwiększa przesięk i wysięk :( A po dopiero ściągniętym płynie pozostały poluźnione struktury i przestrzenie w ciele więc nawet ich opór nie stanowił naturalnego spowalniacza :(

PCR z płynu w kierunku koronawirusa kosztuje około 150/170 zł.
Czeka się kilka dni - można dopłacić kilkadziesiąt złotych za tryb cito, nie wiem gdzie się to wysyła, kwestie techniczne ogarniała moja wetka.
Podobnie z elektroforezą (wyniki miałam w noc po pobraniu, po kilkunastu godzinach) - to badanie z krwi.
Z płynu ważne by zrobić też cytologię - jego cechy i rodzaj zawartych w nim komórek są pomocne w postawieniu diagnozy - jaki to jest płyn - czy wysięk, czy przesięk, czy coś innego, czy są w nim bakterie, a może komórki nowotworowe lub krew etc.
Przy FIPie jest wysięk, wysokobiałkowy, bez bakterii.

Blue

 
Posty: 23416
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Śro lis 23, 2022 13:55 Re: FIP, chłoniak? Proszę o zerknięcie na moją ost. odpowied

Zleciłam to badanie na FIP (wyniki mają być za 3-5 dni) - ale moim zdaniem nie mamy tyle czasu, bo od dwóch godzin kotka ma wodnistą biegunkę i zwymiotowała niestrawionym pokarmem, który jadła wczoraj, boję się, że zbliżamy się do końca:( Pytałam o ten tryb cito, ale pani w recepcji nic na ten temat nie wiedziała, obiecała, że się zorientuje, chociaż nie wierzę w to. Wysyłają do Niemiec i formularz miała IDEXXa. 214 zł mnie skasowali - może cena zależy też od przesyłki.

Takie są wyniki badania płynu z wczoraj:
https://drive.google.com/file/d/1a9SrTy ... share_link

Może to chłoniak, a w ostatnim czasie, dodatkowo, w osłabionym organizmie pojawił się również FIP:(

dcmb

 
Posty: 52
Od: Nie sty 15, 2012 14:33

Post » Śro lis 23, 2022 14:11 Re: FIP, chłoniak? Proszę o zerknięcie na moją ost. odpowied

Ja tylko mogę kciuki… Bo zupełnie nie mam takich doświadczeń i nic nie poradzę…
Kiciu, trzymaj się!…
Wątek o Bajce, która dołączyła do Feliksa: viewtopic.php?f=46&t=176799
Wątek o Bezdomniaczce, która się stała Domniaczką Bezią: viewtopic.php?f=46&t=186711
Wątek przedprzedostatni, całego tercetu: viewtopic.php?f=46&t=208290
Nasze Kocie Wierszyki: viewtopic.php?f=8&t=208424

Nul

 
Posty: 11129
Od: Śro lis 02, 2016 17:23
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro lis 23, 2022 18:24 Re: FIP, chłoniak? Proszę o zerknięcie na moją ost. odpowied

Też mogę tylko potrzymać kciuki... :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 59703
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw lis 24, 2022 16:30 Re: FIP, chłoniak? Proszę o zerknięcie na moją ost. odpowied

Dziewczyny (jeżeli w tym zacnym gronie przeoczyłam pana, to przepraszam), bardzo serdecznie dziękuję za trzymanie kciuków. Helga odeszła wczoraj wieczorem. Napiszę jeszcze kilka słów, bo może komuś coś się przyda. Zmniejszyłam wielkość liter w najbardziej drastycznym fragmencie, jakby co, proszę nie czytać.

Od południa było źle-źle, zwymiotowała niestrawioną mokrą karmę, którą zjadła 24h wcześniej, pojawiły się problemy z siku/kupą, spaniem (od paru dni), jeszcze większa osowiałość, osłabienie i w mojej opinii silny ból. Od tygodnia, dwóch (przepraszam, ale już mi się to wszystko miesza), dostawała Bunondol (początkowo 0.1, później 0.15, a pod koniec 0.2ml podskórnie, co 8h), bo zwijała się z bólu po każdym jedzeniu i wizycie w kuwecie. Prawdę mówiąc nie wiem na ile pomagał. Od tygodni karmiłam ją wymieszanym pół na pół zblendowanym Hill'sem I/D i Mac's mono indyk, bo sama sporadycznie cokolwiek jadła. W pewnym momencie miała zapalenie dziąseł, które przeleczyliśmy antybiotykiem i było lepiej, ale później to już raczej równia pochyła. Wiem, że cierpiała, byłam z nią 24h na dobę i każdego dnia to widziałam. "Problem" z Helgą był taki, że była najsilniejszym psychicznie kotem, jakiego kiedykolwiek znałam, typową kocią twardzielką, kotką ze wsi, która kulom się nie kłania. I po prostu wiedziałam, że będzie walczyć do ostatniej kropli krwi i do ostatniego oddechu. Ona nigdy nie odpuszczała, naprawdę nigdy. Wszystko zawsze musiało być po jej myśli. Jeżeli koty z natury są niezależne, u niej tę niezależność należałoby pomnożyć x3, co dodatkowo było dla nas obu koszmarem, gdy wciskałam jej lekarstwa, suplementy i robiłam zastrzyki i jakkolwiek wpływałam na jej decyzje. Czasami widać, że zwierzak się poddaje, jest to sygnał... ale ja samego początku wiedziałam, że Helga się nie podda.

Po wstępnej diagnozie postanowiłam, że nie zdecyduję się na chemioterapię - nie jestem na ten moment w stanie ocenić, czy żałuję, czy nie, ale przed podjęciem decyzji przeczytałam mnóstwo wątków, artykułów. Poza chłoniakiem było podejrzenie triaditis, miała problemy z przyswajaniem, trzustkę wg badań USG w kiepskim stanie, problemy z drogami żółciowymi - chociaż wcześniej wyglądała na zdrowego, silnego kota i nic raczej nie sugerowało chorób. Doktor po obejrzeniu badań krwi powiedział do mnie, że widzi "niedożywienie". Mało się nie przekręciłam, bo jak to, mój kot niedożywiony? Helga - przed chorobą - była małym odkurzaczem i wielkim głodomorem, zawsze czyściła miski, nie tylko swoje, wręcz musiałam w pewnym momencie próbować ją odchudzić. Próbować to dobre słowo, bo była kotem wychodzącym (nie, wcale bezrefleksyjnie nie uważam, że koty powinny wychodzić - nie powinny albo bardzo, albo trochę mniej bardzo, u mnie trochę mniej) i doskonale polującym (jakoś musiała sobie radzić przez te ~5 lat, zanim do nas trafiła), więc w minutę po wyjściu dumnie paradowała z myszą w paszczy oznajmiając to połowie wsi. Oczywiście, że te myszy ratowałam, jeżeli miały zachowaną pełną sprawność, nie miały ran. Jeżeli miały jakieś niewielkie zadrapania, to kąpałam o Octenisepcie i też wypuszczałam.

Leczenie, które wdrożyła nasza pani doktor opierało się o Encorton. Ja dodatkowo przez ponad miesiąc stosowałam LDN (0.35 mg raz dziennie, zaczynałam od 0.1), bo cudem zdobyłam w internecie Naltrekson. Czy pomagał? Nie wiem. Stan Helgi wydawał mi się w trakcie jego stosowania średni, ale dość stabilny. Nie polepszał się. Nie zauważyłam też żadnych objawów ubocznych. Zdecydowałam się odstawić LDN z kilku powodów, ale głównym było przejście na Bunondol - LDN i opioidy się wykluczają. Przy okazji - jeżeli ktoś jest w desperacji, w jakiej byłam ja i chciałby wypróbować LDN, mam kilka tabletek Nalteksu 50mg na zbyciu.

Do samego końca nie wiedziałam z czym dokładnie walczymy, czy z triaditis, czy z chłoniakiem - chodzi mi o ten objaw, w mojej opinii bólowy. Przez większość czasu wydawało mi się, że to triaditis, mimo że wyniki prób wątrobowych były ok. Raz robiona była specyficzna lipaza trzustkowa, wyszła w normie. Kupy Helga robiła regularnie (chociaż powinna robić ich mniej), nie były odbarwione, ale dość śmierdzące, wymiotowała ponad miesiąc temu, dwie noce z rzędu - ostatecznie udało się to jakoś opanować, nawet bez Cerenii. W nocy zdarzało jej się ciamkać i zgrzytać zębami, co ustępowało po podaniu niewielkiej ilości karmy - codziennie o trzeciej wstawałam, żeby ją jej zblendować, podgrzać i podać - więc prawdopodobnie było to coś od żołądka, cofanie się kwasów. Ale noce, szczególnie w ostatnich dniach, były coraz gorsze. Helga nie mogła spać. Zdarzało się, że godzinami ją miziałam po brzuszku, a ona mruczała. Momentami mruczenie cichło, przysypiała, uspokajał jej się oddech, ale to spanie trwało może pół minuty, po czym podnosiła główkę i zaczynała mruczeć ponownie.

Nie wiedziałam z czego wynikały problemy ze snem - doktor, u którego byliśmy dwa dni temu zasugerował, że to był ból. Powiedziałam, że daję jej Bunondol w iniekcji. Zapytał w jakiej dawce, na co ja, że 0.15ml (od naszej pani doktor miałam zalecenia, że najpierw 0.1, potem 0.2), na co z kolei doktor, że ojojoj, to tyle co nic, skoro podskórnie, bo kotom podaje się go dożylnie, a podany podskórnie to się źle wchłania i powinnam dawać znacznie więcej (nie jestem przekonana, czy dobrze usłyszałam, ale powiedział bodajże, że 0.6-0.7 - nie podajcie tyle!), bo to, co daję, to minimalna dawka na 1.5kg kota. Po tej wizycie zmieniłam dawkowanie z 0.15 na 0.2.

Wczoraj, gdy było już bardzo źle, zadzwoniłam do naszej pani doktor i poprosiłam, żeby przyjechała wieczorem (za trzy godziny mogła być). Racjonalnie sama sobie wytłumaczyłam, że to koniec - żołądek stoi, Helga na swoich uginających się nóżkach, wymęczona wymiotami i biegunką co kilkanaście minut wchodzi do kuwety i robi jakieś maleńkie kropelki nie wiadomo czego - później robiła już wszędzie, w kątach pomieszczeń i nawet nie potrafiłam ocenić, czy były to siuśki, czy kupa:( A co najgorsze, bolało i nigdzie nie mogła znaleźć sobie miejsca. Cały czas kładła się na podłodze, gdzie się tylko dało, na zimnym, na ciepłym, zrobiłam jej termofor, ale też nie było to dobrym pomysłem. Koszmar:( Ja po prostu wiedziałam, że to koniec i że mimo, że Helga się nie poddaje, ja muszę podjąć tę decyzję. Na zmianę próbowałam poganiać i spowalniać czas do wizyty pani doktor. Tak, jak wspomniałam, moja głowa wiedziała, że to koniec, ale serce... serce mówiło, że życie każdy z nas ma jedno, że może, skoro normalnie oddycha, skoro się nie poddała, to jeszcze jej powinnam dać czas. Mąż - wiecie jak to większość facetów - jakoś mniej intensywnie to wszystko czuł. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy w momencie, gdy Helga spokojnie leżała i... powiedział, że może jeszcze nie teraz, że może to nie ten moment, że przecież sobie leży, a ja od razu złapałam za telefon i odwołałam wizytę pani doktor. Powiedziałam, że poczekamy do jutra. Generalnie pani doktor - nie dawałam jej w ostatnich dniach spokoju - sugerowała, że jeszcze nie. Ale sugerowała to na podstawie własnych obserwacji, a wiadomo, że lekarz nie widzi zwierzęcia cały czas. Brała też prawdopodobnie poprawkę na moje emocjonalne podejście. Owszem, uważała, że to powoli koniec, ale z naciskiem na powoli. Wg niej miałam mieć czas, dzień, dwa, żeby się pożegnać. Jak pisałam wcześniej, dla mnie, w mojej głowie, to już był koniec, ale gdy mąż mówi, że Helga "spokojnie leży, może nie usypiajmy jej jeszcze dziś", gdy pani doktor sugeruje "parę dni na pożegnanie", gdy sam kot się nie poddał, to... ta te decyzja jest tak przecholernie trudna:((( Gdybym miała chociaż jednego sprzymierzeńca w tym wszystkim... Już pomijając fakt, że.. ja wiem jakby to wyglądało. Pani doktor by przyjechała, Heldze podskoczyłaby adrenalina, zaczęłaby chodzić, uciekać, ja, pod wpływem emocji, nacisków, oraz tego, co widzę powiedziałabym, że "jeszcze nie", pani doktor by pojechała i czekałaby nas cała noc potwornego cierpienia i/albo 40 minut do całodobowej kliniki:(((((

Ledwo odłożyłam słuchawkę, momentalnie pożałowałam - Helga wstała, znów poszła wycisnąć z siebie siku lub kupę, po czym zaczęła się kręcić. Zrobiłam jej zastrzyk z Bunondolu (0.2ml), bo nadchodziła godzina podania, do pysia wlałam trochę gluta z siemienia - zasugerowała to pani doktor. A, wcześniej jeszcze, po wymiotach dostała Cerenię. Kolejne minuty mijały, a ja utwierdzałam się w przekonaniu jak bardzo złą decyzję podjęłam. Po godzinie, widząc, że ból ani trochę nie ustąpił, zdecydowałam się na podanie Bunondolu raz jeszcze, znowu w dawce 0.2ml - zrobiłam to na podstawie zapewnień doktora, że "0.2ml podskórnie to tyle co nic, bo źle się wchłania" i ulotki Bupaq Multidose, w której napisane było, że w przypadku konieczności u kota dawkę po godzinie można powtórzyć. To był początek końca. Po około dziesięciu minutach wystąpiły problemy z oddychaniem (gdy podawałam, oddech wydawał się być w porządku). Od razu wsiedliśmy w samochód i po chwili byliśmy w lecznicy:((


Ostatecznie Helga zasnęła trochę ponad godzinę po tym, niż początkowo było zaplanowane (z przyjazdem pani doktor). Wiedziałam, że to będzie koszmar i że będzie walczyła do ostatniej sekundy:(((((( To był właśnie taki kot - kot który nie poddawał się nigdy. Przyplątała się sześć lat temu, początkowo zamieszkała w budce na tarasie - miesiąc wcześniej, mając już jednego kota, przygarnęliśmy drugiego, Pikselka, stoczyłam wtedy bój z mężem. I na Helgę nie był za bardzo gotowy. Zresztą.. nie ukrywam, że ja też, jeżeli miałabym wybór, nie chciałam trzeciego kota. Zaczęłam jej szukać domu w internecie, ale nikt się nie zgłosił. W tym czasie Helga spała na tarasie w styropianowej budce i szamała miskę za miską (aż w pewnym momencie spakowałam ją i zawiozłam na USG, czy w ciąży nie jest, niby pora roku była mało odpowiednia, ale z tymi koteczkami wolnożyjącymi to nigdy nic nie wiadomo - oczywiście kupę w kontenerku zrobiła, z mnóstwem robali, od razu dostała jakiś środek) i zaglądała na mnie przez okno, co mnie masakrowało psychicznie. Ja wiem jak to koszmarnie brzmi, że nie chciałam biednego kota do domu wpuścić. Oczywiście nie trwało to długo, bo minęło parę dni, przyzwyczailiśmy się do myśli, że chcemy, czy nie chcemy, będziemy mieli trzeciego kota i... zamieszkała z nami. Helga po prostu wybrała sobie dom i nie odpuściła. Właśnie tak działała przez całe nasze wspólne życie. Kot postanowił - kot zrobił. A jak jeszcze nie zrobił, bo się nie udało, to odczeka chwileczkę i zaraz zrobi. To jest nie do pomyślenia jak ona zawsze stawiała na swoim. Do tego była bardzo mądra, bardzo terytorialna - rządziła na dzielni, była mistrzynią przetrwania i doskonałym taktykiem, a o tym co sobie w tym swoim łebku planowała, można byłoby pisać książki. Normalne koty tak nie kombinują. Gdy na podwórku dopadała ją ulewa, to zawsze wracała suchutka (w przeciwieństwie do moich pozostałych dwóch durnotek). Jak to robiła? Nigdy się tego nie dowiedziałam. Była nieustraszona - jedyne czego się bała, to nocnych nawałnic. Pakowała nam się wtedy do sypialni, czego normalnie nigdy nie robiła. Miała doskonale opanowaną kocią komunikację i jeżeli wiedziała, że jest na straconej pozycji, momentalnie stawała się spokojna, uległa i unikała konfliktów. Natomiast, jeżeli wiedziała, że będzie górą, biada była temu, kto się zbliżył. Generalnie, gdy rządziła, do naszego ogrodu nie zbliżał się żaden obcy sierściuch. Zawsze miała przepiękne, grube zimowe futro, o które bardzo dbała i którego wystarczyłoby, żeby obdzielić dwa koty. Przez życie prowadził ją nos, nie siadała w miejscu, którego dokładnie wcześniej nie obwąchała. Obsikała nam kiedyś toster - nie zna życia ten, kto nigdy nie poczuł zapachu pieczonych kocich sików.

Taka właśnie była Helga. W obliczu jej mądrości i zaradności boję się, że to mogło być jej dziewiąte życie:( Powoli sprzątam wszystkie walające się po domu strzykawki, miski ze zblendowaną karmą, kocyki pachnące jej futerkiem - chociaż z zatkanym od płaczu nosem niełatwo mi ją wyczuć. Dziś przyjdą kolejne lekkostrawne karmy z Allegro i dotarł lek na FIP, a w przyszłym tygodniu wyniki z laboratorium, które niestety niczego już nie zmienią. Myślałam, że dziś poczuję ulgę, że już nie cierpi, ale dominującym uczuciem jest jednak smutek. Wiem, że umieranie nigdy nie jest łatwe i wiem, że chłoniak nie jest równym przeciwnikiem, ale tak bardzo mi źle, że tyle musiała cierpieć (przeze mnie) i że prawdopodobnie dobiłam ją tą drugą dawką Bunondolu. Niby mamy jeszcze Stefę i Filo, ale w domu jest dziś tak koszmarnie pusto :placz:

Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia, wszelkie rady i za to, że dzielicie się swoją ogromną wiedzą <3

Poniżej wrzucam kilka kadrów z życia tej mojej wyjątkowej, dzielnej i mądrej Dziewczyny. Rozrywa mi serce, bardzo za nią tęsknię.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

https://drive.google.com/file/d/1uexkn2 ... share_link
https://drive.google.com/file/d/1hQMoXD ... share_link

dcmb

 
Posty: 52
Od: Nie sty 15, 2012 14:33

Post » Czw lis 24, 2022 17:10 Re: Kotka z chłoniakiem, triaditis, problemami z przyswajani

Piękna! :placz:
Na przyszlosc- najlepiej podawac bunondol na policzek , czyli z boku do pyszczka. Od razu sie wchlania i ma dzialanie przeciwbolowe...
Pięknie napisalas o Heldze, cudnej, wyjatkowej kotce..
ObrazekObrazekObrazek
"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35323
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Czw lis 24, 2022 17:31 Re: Kotka z chłoniakiem, triaditis, problemami z przyswajani

Tak, napisałaś o niej z taką miłością...
Piękna była i wyjątkowa.
Helga [*][*][*]
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=187577
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 59703
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw lis 24, 2022 17:54 Re: Kotka z chłoniakiem, triaditis, problemami z przyswajani

Piękna koteczka [*], bardzo współczuję :placz: pięknie o Niej napisałaś, była u Was szczęśliwą kotką

Anna2016

 
Posty: 10403
Od: Pt lut 12, 2016 17:41

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], włóczka i 173 gości