W takiej sytuacji może warto spróbować rozładować ten nawał emocji u kotki po powrocie opiekuna
spokojną zabawą "bezkontaktową" - czyli piórkiem na patyku, rzucanymi zabawkami czy smaczkami - tak by ta pierwsza eksplozja
nieco upuściła pary, potem nakarmić i dopiero wtedy pogłaskać, pozwolić na mizianie się? I zobaczyć czy to się sprawdzi? Może być i tak że jeszcze kotkę rozochoci, każdy kot jest inny, trzeba próbować metodą prób i błędów. Ja akurat pod nieobecność właścicielki opiekuję się koteczką która zachowuje się bardzo podobnie. Zna mnie i lubi chyba, ale jest tak nakręcona i nabuzowana tym że siedzi długo sama, że nie ma jej ludzi, że gdy otwierają się drzwi to wchodzę ja a nie oni - że lata koło mnie, wije się, jojczy z radości że ktoś jest a za chwilę syczy jak żmija i ma dzikie oczy
Jest to tak totalny tajfun emocji że naprawdę jestem pod wrażeniem.
Jej absolutnie nie można wtedy pogłaskać bo po chwili miziania atakuje i to bez ceregieli. Wchodzę, zagaduję (absolutnie nie lekceważę), połażę po mieszkaniu, porzucam piłeczkę, sprzątnę kuwetę, przygotuję jedzenie i jej podam. Ona w tym czasie się uspokaja (trochę to trwa) i już można pogadać inaczej