W moim mieście w tym roku ruszyły (wreszcie) w przyspieszonym tempie darmowe zabiegi kastracji . Jako , że sama intensywnie się zajmuję tym tematem i trochę zwierząt ogarniam.. tak pierwszy raz spotkałam się z czymś o czym do tej pory tylko czytałam . Posłałam na pocięcie kotkę, która już jak się okazało była wcześniej kastrowana . Młoda kicia , około roku, max 2 lata i podwójne narażenie na uśpienie i rany
.
U nas kotów do tego roku nie czipowało się (przy darmowych zabiegach) , nie oznaczało się też ich w żaden inny sposób. Pytając kilka razy o USG (w różnych gabinetach) , słyszałam- że nie zawsze dokładnie wszystko da się zobaczyć. Biorąc więc pod uwagę nie pewne USG i koszt, którego raczej nie miała bym z czego pokryć, kotki są robione "bez żadnych pytań" .
Nie zaryzykuję już tak nigdy, mam teraz zbyt duże wyrzuty sumienia. Wolę już oddać kotkę do adopcji bez kastracji z obowiązkiem w umowie by zostało to zrobione zaraz po pierwszej rui jaka się pojawi.
Myślę jednak i nad innym rozwiązaniem- by prosić weterynarzy o nacinanie uszek od razu pod narkozą- by ktoś inny takiej kotki (czasami bezdomne wracają na miejsce) nie "uszczęśliwił" niechcący.
Pytanie moje do Was- jakie są minusy takiego rozwiązania, czy jest może jakieś lepsze (nie czip, bo te już zakładamy, ale w większości gabinetów u nas nadal nawet nie ma czytników :/) .