Dokociliśmy się w styczniu bidą przygarniętą z terenu firmy. Kot po jakimś czasie zaczął, szczególnie w stosunku do jednego z rezydentów, stosować bierną agresję. Ciągle go obserwuje, chodzi za nim, tarasuje drogę, zajmuje jego miejsca, przegania (również z kuwet). Bójki są rzadkie bo ofiara ucieka, ale konflikt narasta z miesiąca na miesiąc. Rezydent rozregulował się do tego stopnia, że reaguje na nowego syczeniem i burczeniem gdy tylko znajdzie się trochę bliżej, nie może swobodnie poruszać się po domu, jego przestrzeń życiowa ograniczyła się ze 100m kw. do 15, z frustracji sika po kątach (przebadany- zero chorób), przenosi agresję na pozostałych.
Skorzystałam z konsultacji z behawiorystą - niewiele z niej wyniosłam, można to skrócić do: separować koty gdy zostają same, nagradzać smaczkami jak są grzeczne, wcześnie interweniować.
Oczywiście mogę stosować środki łagodzące lęk dla rezydenta, ale rozsądek podpowiada, żeby skupić się na źródle problemu.
W telegraficznym skrócie o tym co już wypróbowałam na kotach aby złagodzić konflikt i wyciszyć agresora:
- CBD 5%
- Stessoxan
- Tryptofan z kozłkiem lekarskim
- obroże adaptacyjne marki dr Seidel
- dyfuzor feromonów F4 (podłączone 2 szt. z racji większej powierzchni)
- dołożyłam wysoki trzypoziomowy drapak
- kociostrada - półki rozmieszczone na długości dwóch ścian
- 3 koty - 4 kuwety
- ofiara zawsze jest karmiona oddzielnie
Czy coś jeszcze mogę zrobić? Czytałam o sposobie z klatką kennelową, żeby na zmianę jedna ze stron konfliktu była zamknięta i mogła tylko obserwować przyzwyczajając się do widoku drugiego kota. Nie wiem na ile to ma sens, czy nie sfrustruje kotów jeszcze bardziej.
Czy to już jest ten moment,w którym powinnam się pogodzić z porażką? Zacząć oswajać się z myślą, że nasz dominant potrzebuje domu bez innych kotów?
Proszę o rady, ciężko mi podjąć decyzję, zależy mi bardzo żeby kot z nami został ale oczywiście nie chcę tego robić kosztem pozostałych zwierząt.