» Śro sty 26, 2022 22:20
Pomocy, kot nie je od dłuższego czasu. [*] Czas żałoby.
Hej Wszystkim,
Za sugestią jednej z Forumowiczek, uzupełniam post o brakujące info.
Z góry przepraszam, jeżeli podobne wątki już były. Ale jestem w rozsypce i szukam porady i wsparcia co robić z naszym ukochanym kotem. I nie miałam już siły przeglądać wszystkich podobnych postów.
Historia zaczęła się na przełomie listopada i grudnia od "zwykłej" wizyty u weta. Kotu zrobiła sie jakaś mała narośl na skórze, w okolicach żeber i chceliśmy tylko ją skonsultować. Lekarka nie wiedziała co to jest i zaleciła wyciąć to i zrobić biopsję.
Kot ma najprawdopodobniej około 11 lat (przygarnięty ze schroniska, 9 lat temu) i nigdy nie mieliśmy z nim żadnych problemów zdrowotnych. Był raczej szczupły, ale waga była stała. Niewychodzący.
Umówiliśmy się na kolejną wizytę za tydzień (czyli 7 grudni), podczas której kot miał mieć zrobione podstawowe badania przed anestetykiem i wyciętą narośl. Ale w trakcie tygodnia w oczekiwaniu na zabieg, kot zaczął jakos ograniczać jedzenie. Ale jadł.
7 grudnia: Kiedy przyszliśmy do weterynarza i powiedzieliśmy, że kot ograniczył jedzenie, lekarka szybko pobrała krew do badań, a ponieważ nic w nich nie znalazła (jedynie lekko obniżone proteiny, ale nic do tego nie nawiązała), postanowiła zrobić RTG (zwykłe, bez kontrstu, z tego co wiem). A ponieważ nic ze zdjęciach nie było, to jeszcze wzięła go na badanie USG, które trwało dla nas i dla kota wieki. Na badaniu USG twierdziła, że cos ją niepokoi w okolicach przepukliny, że to może tłuszcz i że jak kota będzie ciąć za kilka dni (bo kot najpierw musi zacząc jesc), to tam też go otworzy i zobaczy co to.... Podała kotu kroplówkę i lek przeciwwymiotny (chociaż mówiliśmy, że kot wymiotuje jak każdy inny kot, zazwyczaj jak zje cos zielonego, albo po kłakach). Dała lek na przywrócenie apetytu i lek przeciwwymiotny (Cerenia), który mielismy podac w domu. Kot w domu coś "podziabał", ale nie zaczął jeść. Było gorzej, bo po podaniu tego durnego leku na wymioty (Cerenia), kot dostał biegunki. To było w środę wieczorem, 8 grudnia.
9 grudnia: W czwartek rano dzwoniłam do tego samego lekarza i mówiłam co sie stało. Nie dość, że kot nic nie jadł to jeszcze dostał biegunki. Lekarka taka zatroskana kotem, mówła, że coś złego sie z nim dzieje i że ona musi go szybko, już natychmiast otwierać. Ale to, że lek na wymioty może powodować biegunkę, całkowicie zignorowała. Odmówiłam operacji, widząc w jakim stanie jest kot i wiedząc, że tego nie przeżyje. Pierwszy raz mielismy taką sytuację z kotem, a ta lekarka nawet nie poradziłą co kotu dać na biegunkę (!!!). Kot siedział całe dnie pod kocem i wychodził tylko do kuwety. Całkowicie stracił zainteresowanie jedzeniem.
11 grudnia: W sobotę, w ostatniej chwili wylądowaliśmy w szpitalu. Tam kota znowu zbadano (krew i RTG, bez kontrastu), podano płyny i leki na apetyt (nie napisali jakie). I kot zaczął tam jesc.... Oddano nam go mówiąc, że wszystkie badania w normie (nerki okej, wątroba też), i że kot znowu zaczał jeść i jest wszystko w porządku. Nikt nic nie wspominał o tarczycy. Ewentualnie sugerowano robaki (w póżniejszym czasie dostał lek na robaki). Mieliśmy mu podawać lek na biegunkę i wcierać mirtazapine w ucho. Kota odebrałam w niedzielę nad ranem i był kontaktowy i nawet opowiadał co mu robili. A już tego samego dnia po poludniu wszytko wróciło, czyli kot znowu nie jadł i był osowiały. Wcierałam kotu w ucho mirtazapine, ale nic nie pomagało. Nic nie jadł. Cale szczescie leki na biegunkę zadziałały. Niestety dostalismy leki przeciwbólowe, których nie wolno podawać na pusty żołądek, meloxycaminę (dziwne to zwłaszcza, że przyjechalismy z niejedzącym kotem...), wiec nie mogliśmy ich podać. Dzwoniłam do szpitala w poniedziałek, mówiąc że kot nadal nie je, a ja wydałam majątek i nawet nie mamy podejrzenia co mu dolega... Poradzili przyjechac raz jeszcze.... No niestety, nie stać nas było na to. Mieszkamy za granicą, i koszty tutaj, takich wizyt z pakietem badań, sa kosmiczne. Jakims cudem, kot we wtorek (14grudnia ) zaczął jeść suchą karmę (nadal mu wcierałam mirtazapine), ale tylko w momencie, jak mu się ją nasypywało do miski. Trzeba było robić taki rytuał za każdym razem, ale działało i kot zaczął powoli, powoli jeść, potem już nie tylko suchą karmę. No i po jakiś dwóch tyg, (kiedy nie zdążył nawet przybrać na wadze, bo nawet jak sam jadł, to tak skromnie) - przestał znowu jeść. Normalnie z dnia na dzień. Było to gdzieś na samym początku nowego roku. I ten koszmar trwa do dziś i nie potrafimy go zażegnać.
My cały czas podejrzewamy stres po tej drugiej wizycie, gdzie go tak molestowali badaniami, plus to że dostał w tym samym czasie biegunki.
Ostanie tygodnie to walka o najmniejszą ilośc pokarmu. Najpierw żywił sie tylko płynnymi snackami, le to były mikroskopijne ilosci na dzień. Wizyta u innego lekarza, (póltorej tygodnia temu,17 styczeń) nic nie wniosła (jedynie dodatkowe koszty). Zęby sprawdził. Bo kot zaczął dziwnie żęzić zębami, podczas próby gryzienia czegokolwiek (bo nadal był zainteresowany jedzeniem, tyle że to zaineresowanie szybko mu przechodziło). Teraz wiem, że ten dziwny dzwięk mógł być spowodowany zbyt długim czasem nieużywania rzuchwy i po prostu szczeka go bolała, przy gryzieniu. Weterynarz sprawdził żrenice, ktore niestety nie działają w pełni, ale to też już teraz może być spowodowane tak długim okresem bez prawidłowego jedzenia. Lekarz podał płyny i wstrzyknął Metacam, idazolam, Ondansetron, po którymś z nich kot ledwo trzymał sie na nogach, ale wykazywał zainteresowanie wodą i jedzeniem. Był ewidentnie zrelaksowany. Zjadł trochę i nawet próbował bawić się kawałkiem kiełbasy, chociaz po tym leku nie bardzo mu to szło. Niestety lek przestał dizałać i kot też przestał interesować sie czymkolwiek. Siedział skulony na kanapie i czuwał. Nawet nie spał. Przynajmniej tym razem dostaliśmy leki przeciwbólowe, które można dawać na pusty zółądek (Onsior). Jednak nie widać było po nich zmiany. Zresztą, dwa dni po tej wizycie (w środę, 19 stycznia, zaczełam kotu podawać jedzenie strzykawką). Spróbowaliśmy nawet oddać go sąsiadce, na dzień, żeby sprawdizć, czy u niej też taki będzie, bo może u nas sie stesuje, skoro ciągle go zabieramy na jakieś tortuty. U sąsiadki był bardziej zainteresowany i zachowywał sie jak "u siebie". Pod koniec dnia, nawet zaczął próbować jesć mokrą karmę. Niestety nie za wiele. Kot nadal wykazywał znikome zainteresowanie jedzeniem,przychodził do kuchni, siadał pod lodówką. Próbowaliśmy mu dawać surowe mięso, surową rybe. Próbował to gryźć, ale szybko sie poddawał. Z każdej innej, nowo otwartej puszki, czy saszetki, zaczynał wylizywac sos, ale szybko sie poddadwał. Często jak powochał jedzenie, to miewał odruch wymiotny, ale mimo to potrafił zjeść, to co w nim wywołało taki odruch. W miedzyczasie dzowniłam do kolejengo lekarza (czwartego już) i szukałam jakiegos rozwiązania. Sugerował guza mózgu..... Co mnie bardzo bardzo wk...... teraz, to fakt, że żaden z nich nie słuchał, jak mówilismy o tym stresie, co za tym idzie żaden z nich nie polecił tryptofanu (który podaję dopiero od tygodnia), żaden też nie zasugerował karmienia przez strzykawkę, co robię dopiero od 7 dni (!). Wszyscy tylko badania, albo krojenie. Ostani lekarz, u którego byłam w ostatni piątek (21 stycznia), też chciał go kroic. Stwierdził, że kot ma kulke kłaków w brzuchu. Na podstawie czego? Ja już nie mam siły. Jaką kulkę kłaków???? Przecież, żeby zacząc ciąc, trzeba najpierw potwierdzić tą kulkę kłaków w badaniu USG, a nie na pałę zgadywać. Pomijając fakt, że ten lekarz przejrzał kocie papiery i okazało sie, że zna ta pierwszą lekarkę, co kota tak zatruła i chciała ciąć "na pałę". I oczywiście twierdził, że trzeba było go wtedy kroic, jak tamta sugerowała. Nie ma to jak bezstronne spojrzenie na sprawę. I jeszcze pokazał na nazwisko swojej znajomej i powiedział że ten lekarz jest lepszy od tego, pokazując na nazwisko lekarki ze szpitala. (sic!) Nie cierpię takiego podejscia.
Narośl, którą chciała wycinać pierwsza lekarka - zniknęło samoistnie....
Wydaje nam się, że na początku to był stres, przez te badani i ta biegunkę, a teraz to chyba może być już wszsytko, skoro kot nie je prawidłowo już tyle czasu....
Wyniki badań dopiszę, nieco póżniej w poscie podspodem.
Pomóżcie, doradzcie cos. Bo ja nawet nie wiem, czy dobrze robie, jak go tak karmie na siłe. Wczoraj (sroda, 26.01) ostanią porcję zwymiotował i dlatego już się załąmuję .Chociaż ostatnie 4 dni było ok. Nawet "ładna" kupę zrobił dwa razy. Jedzenie podaje głownie weterynaryjne, tzn: Purina Hydracare wymieszane z rekonwalescencyjnym, plus posypane Forti-florą. Zwiększam stopniowo dawkę. Kot nie wyglada już na tak bardzo smutnego, ale nie ma kompletnie siły. Jak wczoraj zrobił kupę w kuwecie, to wyszedł z niej i parenaście centymetrów dalej po prostu położył sie, na podłodze, odpocząc. Głównie odpoczywa. Przynjamniej w "normalnych" pozycjach, bo ta wczesniejsza, napięta, skulona pozycja nie wygladała dobrze. Jak zaczeliśmy karmic go strzykawką to i też dostał meloxycaminę, ale tylko 4 dni, bo konczył się jej termin, po otwarciu, niestety. Od dzisiaj (czwartek, 27.01) wróciłam do Onsior-u. Ale jakos nie zauważyłma poprawy w zachowaniu. Wrażenie bardziej zrelaksowanego sprawia, zapewne po karmieniu.
Dziekuje za wszelkie rady i komentarze.
Ostatnio edytowano Pon lut 14, 2022 19:38 przez
Agamel, łącznie edytowano 3 razy