Problemy z socjalizacją kotów POMOCY WAŻNE

Post może być długi, ale chce wszystko opisać dość szczegółowo, ponieważ potrzebuje pilnej i dobrej pomocy/rady.
Kot rezydent Talar samiec po sterelizacji- półtora roku adoptowana kotka Kropka po sterelizacji - 5lat żyła z dziećmi i innym kotem
Mineły już 4 tygodnie koty były oczywiście socjalizowane, darły się w niebo głosy pod drzwiami, rzucały do siebie przez zamknięte drzwi. Po dwóch tygodniach się to uspokoiło więc zamieniłąm koty miejscami. Wszystko było okey jadły przy drzwiach itp. Pozwalałam im widywać się przez szpare w drzwiach- też bez problemu. W ostatnim czasie wypuszczałam samca do kotki do kuchni ( jest odrazu za drzwiami od salonu na jej końcu znajduje się drugi pokój no małe mieszkanie). Samiec miauczał pod drzwiami w różnie wysoko, nisko, długo... Żeby go póścić do kuchnii. Każde spotkanie wyglądało tak że on zakradał się wystraszony do kotki ona miała na niego trochę wylane, dopuszczała go na odległość 1,50m około. Sygnalizowała niezadowolenie syknięciem lub po prostu odchodziła. Robiłam tak już z tydzień zdarzyły się też wspólne pieszczoty jak i posiłek oczywiście w odległości. Od wczoraj kotka coraz agresywniej warczy na samca. Dziś wieczorem uciekł z pokoju do kuchni na szczęście w obecności partnera (właściciela kotów, który spędza z nimi więcej czasu niż ja) postanowił go złapać i złapał ten oczywiście wydał z siebie niezadowolenie lecz nie było to jakieś delikatne "mamrotanie" syknał po czym gdy partner próbował go wziąść (kot połorzył się na ziemi) to zaczął się rzucać. Niezbędne było tu unieruchomienie zwierzęcia siłą dla bezpieczeństwa własnego jak i zwierząt. Został unieszkodliwiony w jak najbardziej bezpieczny i odpowiedni sposób. Zaczął się wydzierać i rzucać jak nigdy wcześniej musieliśmy wrzycić go do pokoju i zamknąć bo by nas pogryzł (zdażały się ataki na mnie w trakcie zabawy- agresywne ataki kończace głębokimi ranami i opuchlizną). Wracając kotka podbiegła słysząc agresywne odgłosy. Sama zaczeła syrzeć i warczeć na samca co wyglądało jakby chciała z nim walczyć- i nawzajem. Następnie nie dała mi wejść do swojego pokoju na końcu kuchni by podać jej leki. Zaczeła do mnie syczeć i agresywnie warczeć, bałam się że mnie zaatakuje dlatego odpuściłam. Co do leków stosuje w nagłych przypadkach tabletki uspokajające Zylkene oraz kotki są zakropelkowane kroplami uspakającymi firmy Beaphar- mam wrażenie że nie działają. Ogólnie nie było by problemu gdyby koty nie przepadały za sobą, a nie rzucały się i żyły w osobnych pokojach. Gdyby samiec nie miauczał tak pod drzwiami i nie robił problemu by wyjść z pokoju do samicy.
Kot rezydent Talar samiec po sterelizacji- półtora roku adoptowana kotka Kropka po sterelizacji - 5lat żyła z dziećmi i innym kotem
Mineły już 4 tygodnie koty były oczywiście socjalizowane, darły się w niebo głosy pod drzwiami, rzucały do siebie przez zamknięte drzwi. Po dwóch tygodniach się to uspokoiło więc zamieniłąm koty miejscami. Wszystko było okey jadły przy drzwiach itp. Pozwalałam im widywać się przez szpare w drzwiach- też bez problemu. W ostatnim czasie wypuszczałam samca do kotki do kuchni ( jest odrazu za drzwiami od salonu na jej końcu znajduje się drugi pokój no małe mieszkanie). Samiec miauczał pod drzwiami w różnie wysoko, nisko, długo... Żeby go póścić do kuchnii. Każde spotkanie wyglądało tak że on zakradał się wystraszony do kotki ona miała na niego trochę wylane, dopuszczała go na odległość 1,50m około. Sygnalizowała niezadowolenie syknięciem lub po prostu odchodziła. Robiłam tak już z tydzień zdarzyły się też wspólne pieszczoty jak i posiłek oczywiście w odległości. Od wczoraj kotka coraz agresywniej warczy na samca. Dziś wieczorem uciekł z pokoju do kuchni na szczęście w obecności partnera (właściciela kotów, który spędza z nimi więcej czasu niż ja) postanowił go złapać i złapał ten oczywiście wydał z siebie niezadowolenie lecz nie było to jakieś delikatne "mamrotanie" syknał po czym gdy partner próbował go wziąść (kot połorzył się na ziemi) to zaczął się rzucać. Niezbędne było tu unieruchomienie zwierzęcia siłą dla bezpieczeństwa własnego jak i zwierząt. Został unieszkodliwiony w jak najbardziej bezpieczny i odpowiedni sposób. Zaczął się wydzierać i rzucać jak nigdy wcześniej musieliśmy wrzycić go do pokoju i zamknąć bo by nas pogryzł (zdażały się ataki na mnie w trakcie zabawy- agresywne ataki kończace głębokimi ranami i opuchlizną). Wracając kotka podbiegła słysząc agresywne odgłosy. Sama zaczeła syrzeć i warczeć na samca co wyglądało jakby chciała z nim walczyć- i nawzajem. Następnie nie dała mi wejść do swojego pokoju na końcu kuchni by podać jej leki. Zaczeła do mnie syczeć i agresywnie warczeć, bałam się że mnie zaatakuje dlatego odpuściłam. Co do leków stosuje w nagłych przypadkach tabletki uspokajające Zylkene oraz kotki są zakropelkowane kroplami uspakającymi firmy Beaphar- mam wrażenie że nie działają. Ogólnie nie było by problemu gdyby koty nie przepadały za sobą, a nie rzucały się i żyły w osobnych pokojach. Gdyby samiec nie miauczał tak pod drzwiami i nie robił problemu by wyjść z pokoju do samicy.