Witam, czy może ktoś z Was próbował dochodzić zwrotu kosztów zakupu kota oraz kosztów jego leczenia od hodowcy?
Kupiłam kota z ogłoszenia na OLX, na stronie stowarzyszenia (SKR) sprawdziłam czy hodowla jest faktycznie tam zarejestrowana. To był mój pierwszy zakup kota (zwierzęcia) z hodowli - wydawało mi się, że to wystarczy. Mój wcześniejszy kot nie był z hodowli, żył 16 lat, u weterynarza byliśmy 5 razy.
Kotka została kupiona 23.10. Pierwszego dnia miała biegunkę (cuchnącą), myślałam że to stres, ponieważ biegunka się utrzymywała skontaktowałam się z hodowcą - zalecił odrobaczenie. Jak kotka trochę w domu oswoiła się, zauważyłam że ma strasznie brudne uszy, okazało się, że to świerzb - poszliśmy więc do weterynarza (25.10). Biegunki nie ustawały (mimo odrobaczenia), pojawiła się krew i śluz. Dalsza diagnostyka kału wykazała giardię. 05.11 prawe oczko zrobiło się całe czerwone a następnie zaczęło mętnieć, zostaliśmy skierowani do okulisty.
Na chwilę obecną kotka ma stwierdzonego koronawirusa i FIPowy płyn w brzuszku.
Nasze życie z kotkiem w najgorszych momentach wyglądało tak: 2x dziennie krople do uszu, 5x dziennie krople do oczu, środek na odrobaczenie do pyska, wyparzanie kuwety i wymiana żwirku po każdej kupie (2-3x dziennie) oraz podmywanie dupki i łapek - to wszystko w ciągu jednego dnia. Dobrze, że pracujemy zdalnie.
Hodowcy wysłałam sms z wynikami badania stwierdzającego giardię oraz opis z konsultacji okulistycznej (okulista poza stanem zapalnym oka stwierdził zmiany zaćmowe na tle genetycznym), cisza... Następnie wysłałam zestawienie rachunków, kartę informacyjną wizyt weterynaryjnych i zadzwoniłam (wtedy myślałam że to wszystko jest do wyleczenia). Dopiero za 5 razem telefon został odebrany, co się dowiedziałam:
1) miałam 48 godzin na przebadanie kota pod kontem genetycznym, rodzice kotki są zdrowi mogę ich wziąć i przebadać na własny koszt, okulista to "konował", hodowca go bardzo dobrze zna - nie ma podstaw do niczego
2) kota należało odrobaczyć, dać mu mięso, witaminy, to w brzuch to nie płyn tylko cienie gazów, hodowca nie może teraz wziąć odpowiedzialności za zdrowie kota bo ja latałam z nim po weterynarzach (którzy mnie naciągają) a w przychodniach panuje panleukopenia
3) żebym się nie denerwowała, bo kot to czuje i mu nie służy
4) polecono mi pelet budowlany - bo tańszy niż żwirek
5) czeka na informacje o stanie zdrowia
Tydzień temu napisałam sms, że kotek coraz słabszy (myśleliśmy, że to już koniec), że ma stwierdzonego koronawirusa - cisza....
Uprzejmie proszę o radę...
Kotek miał wnieść radość do domu, niestety panuje smutek i przygnębienie. Serce pęka jak się patrzy na tą bidulkę... a ona jest taka urocza... W moim odczuciu hodowca wiedział w jakim stanie sprzedaje kota a przynajmniej dobry hodowca powinien to zauważyć (koteczka była malutka, jak to sam określił w ogłoszeniu "miziasta", miała śmierdzące gazy, biegunkę prawdopodobnie też, brudne uszy, duży brzuszek) - ale ja nie potrafię do tego nabrać dystansu, potrzebuję obiektywnej oceny...
Koszty dotychczasowego leczenia przewyższyły koszty zakupu kota (już ich nie liczę). Czuje się okradziona nie tylko z pieniędzy ale i ze spokoju, radości...