Jestem nawa na forum ale dużo przeglądałam jako gość i odważyłam się zarejestrować i napisać z nadzieją na chociaż dobre słowo:
Jeden z moich kitków, Rudy, ma 15 lat i historię życia śmietnikową. Jakiś czas temu miał usunięte wszystkie zęby i po wydobrzeniu zrobione badania krwi. Nerki trochę kiepsko i nadczynność tarczycy - dostał Apelkę (2,5 mg x 2 na dobę) i nagle z dnia na dzień kota wycięło - zero jedzenia, tylko spał. Weterynarz stwierdziła, ze to może czasowe ale jak lek wstrzymałam i zmieniłam weta. Rudy miał kroplówki podskórne celem przepłukania i ustabilizowania ale przez kilka dni nic się nie zmieniało. Praktycznie nie jadł i głównie spał. Powtórzyliśmy badania krwi i zostało zrobione USG. No i mamy IBD w ostrej postaci i wątroba podrażniona. Od 5 dni ma kroplówkę dożylną, 3 dni miał sterydy dożylnie i antybiotyk osłonowo. Nie wymiotuje od początku - kupę robi rzadką 2 - 3 razy dziennie. Od wczoraj przeszliśmy na sterydy dopyszczne (Prednicortone 1 dziennie) i jeszcze do środy kroplówka. Kot sam nie je - karmimy go łyżeczką. Karma włożona do pyszczka jest zjadana bez większego problemu. Pije wodę sam. Lekarze robią mi straszną bujawkę emocjonalną - jak przywożę rano na kroplówkę to słyszę, że damy radę i będzie ok, najważniejsze, że karmiony. Jak odbieram to już bez entuzjazmu bo jednak mocno odwodniony i nie poprawia się stan nawodnienia. Ja bardzo chcę kota ratować i bardzo chcę wierzyć, że damy radę. Ale wiadomo nie chciałabym uporczywie dręczyć kota jeśli nie ma szans na nic. Rudy dostaje Florę Balance na mocznik, Biohepanex na wątrobę. Karmimy karmą gastro rozrzedzoną Oralade.
Czy macie jakieś rady? Jakieś własne doświadczenia z taką sytuacją? Wyciągniemy się z tego?