Witajcie.
Moja kotka, Kicia, w ostatnim czasie miała zapalenie pęcherza (krew w meczu, bezskuteczne próby oddania moczu). Została poddana leczeniu, otrzymywała Enroxil. Wymiotowała. Zdarzało się to u niej coraz częściej. Zauważyłam też, że bardzo
mało się załatwia. Poza tym było wszystko ok, miała apetyt i chęć do zabawy. Nie miała gorączki. Wet nie wyczuł niczego w jelitach palpitacyjnie. Lekarz uznał jednak, że może być zatkana i podał jej parafinę do pyszczka i lek przeciwwymiotny...na drugi dzień było już nieciekawie. Kotka nie mogła zwymiotować, ziajała, miała nastroszony grzbiet...z pyska leciała jej woda. Gdy w końcu udało jej się zwymiotować, było lepiej...na wizycie u weta tym razem nie dostała leków przeciwwymiotnych ale parafinę w postaci lewatywy...miałam ją odizolować i obserwować czy się załatwi. Badania krwi, zrobione tego dnia, były bardzo dobre, prócz rozmazu (podobno przez infekcje pęcherza). Lekarz nie zrobil usg. Nie załatwiła się przez noc ale nie zwymiotowała. Była apatyczna i miała kiepski apetyt. U weta nadal nie miała gorączki...wcześniej wet wspominał o rtg żeby wykluczyć niedrożność przewodu pokarmowego ale ponieważ przez noc nie wymiotowała, powiedział żeby tego nie robić, chyba że się nie załatwi przez kolejne dwa dni...podał ostatnią dawkę antybiotyku na pęcherz i lek rozkurczowy (Papaweryna). W drodze powrotnej do domu, kotka zsiusiala się w transporterze i zaczęła się dziwnie zachowywać. Mocz nadal pachniał octem, więc zapalenie raczej nadal było. Po powrocie do domu kotka była osowiała, ciagle spała, piła lub sikała. M9cz wypływał z niej jak z automatu. Sikała tuż obok kuwety. Myślałam że to po tym leku rozkurczającym...
Rano po przebudzeniu zobaczyłam wymioty. W domu w pobliżu kuwet dużo moczu. Napisałam do witam, czy to normalne po tym leku. Kot wyglądał jak po narkozie. Wet stwierdził, że raczej nie jest to normalne i mam czekać do godz 15, 16 i jeśli stan kotki nie ulegnie zmianie, jechać do Kliniki całodobowej. Kotka chowała się po kątach, często zmieniała miejsce...wisiała nad miską z wodą i już nie piła...do kliniki pojechałam ok. 12:30. Niestety była kolejka. Kotka początkowo była ożywiona, później dziwnie kaszlnęła, jakby zacharczała...patrzyła na mnie jakby bez mrugania, w bezruchu...potem się zsiusiała i przeraźliwie miauknęła, zaczęła trzeć głową o kraty transportera i zawiesiła się łapkami na nich...oddychała szybko, oddech był gorący...zaraz mieliśmy z nią wejść...oddech się uspokoił, myślałam że zasnęła...niestety umarła
lekarz stwierdził zgon...jej język był siny, z pyszczka wypłynęła ślina...moim zdaniem udusila się...
Jestem zdruzgotana i zastanawiam się, skąd takie nagle pogorszenie zdrowia? Co mogła ja zabić...mam wrażenie, że to ta parafina, której nie mogła zwymiotować...albo ten lek rozkurczowy...jak myślicie, co mogło się stać?
Mam wyrzuty sumienia, że może za długo czekałam itp...ale nie jestem weterynarzem. Wydawało mi się, że kot nie jest w aż tak złym stanie. Wet potwierdził, że dzień wcześniej kot nie wyglądał źle...proszę, powiedzcie co myślicie o tej sytuacji...koteczka miała tylko 6 lat...mam jeszcze 2 koty w domu i jednego na tymczasie. Wszystkie zdrowe...a to była moja ukochana kotka ;( przed tym dniem z podaniem parafiny bawiła się, biegała, czesałam ją i głaskałam po brzuchu nawet i wyglądała zdrowo...więc nie była to chyba niedrożność a błąd lekarza...zle dobrany lek
..jak uważacie?
Przepraszam za długość tekstu...