Witam moi kochani kociarze,
Przychodzę dzisiaj do was z prośbą o poradę a każda będzie na wagę złota. Jako urodzona kociara przeżyłam szok przeprowadzając się rok temu na wieś gdzie życie kota jest nic nie warte bo "kot sobie poradzi'. Jako mała dziewczynka miałam wiele kotów i nauczono mnie szacunku, troski i dobroci dla tych zwierząt.
W naszym gospodarstwie są trzy dwa koty którym pomogłam ile mogłam. Ponieważ teściowie dokarmiają jednego z nich byle czym trzymając miskę na dworze przybłąkała się do nas drobna kotka. Kotka była wiele miesięcy odganiania ale niestety została z nami na dłużej. Jest bardzo drobna i płochliwa ale daje się chętnie pomiąchać z lekkim dystansem. Dokarmiam ją karmą i wodą ale serce mi się kraja jak ją widzę. Nie jest typowym dzikim kotem. Ma ciągle potargane brudne futerko jakby nie ogarniała życia na wolności. Jest biedna i schorowana (ma narośl na górnej wardze), a na domiar złego co chwile jest ciężarna i nie ma kociąt. Nie wiem co się z nimi dzieje. Wydaje mi się, że zjadają jej kocury bo ona sama napewno nie jest w stanie się obronić. Nie syczy ani nie drapie. Najgorsze, że jest wspaniąłą kotką, która naprawdę widać, że byłaby niesamowcie oddanym zwierzakiem po adopcji.
Niestety nie mogę jej zatrzymać a i tak jestem oczerniana przez to, że ją dokarmiam. Wysterylizowałam już na własny koszt dwa koty. Dzwoniłam na straż miejską gdzie powiedzieli mi, że nie odławiają kotów do schroniska bo to zwierzęta dzikie. Dzwoniłam po weterynarzach od początku roku ale jesteśmy za biedną gminą, żeby robić darmowe sterylizajce. Jakie jeszcze mam możliwości? Mam złamane serce i dużo bym dała, żeby znalazła kochający domek.