Mam trzy koty (w grudniu pożegnałam czwartego - białaczka), moje koty to już geriatria, najmlodszy ma 10 lat. Dwójkę mam od kociaków, więc mogłam zaobserwować zmiany ich zachowania w miarę upływu lat. Tak jak dziewczyny już pisały - najlepiej kot kilkuletni, zdeklarowany jedynak lub dwojka zżytych ze sobą zwierząt. I koniecznie z dobrego domu tymczasowego.
Koty generalnie są zwierzetami znacznie mniej problemowymi niż psy, bo...są kotami. Jak mówi żartobliwe powiedzonko - pies ma pana, a kot ma służbę. Pies jest uwarunkowany na bycie z człowiekiem, kot doskonale daje sobie radę sam w domu, bo śpi i cieszy się, że ma "święty spokój"
(statystyczny dorosły kot przesypia ok 20 godz na dobę).
Ja mam koty z różnych źródeł, brane w różnym czasie , no i mam trójkę jedynaków, które ledwo się tolerują, choć dziewczyny (po siedmiu latach wspólnego mieszkania), nadal nie potrafią się minąć bez zwyzywania jedna drugiej. Dlatego tak ważne jest, że jeśli dwa - to takie co żyć bez siebie nie mogą.
Wyjścia, praca - z tym nie ma żadnych problemów, ja "od zawsze" pracuję na trzy zmiany, TŻ ma nienormowany czas pracy, koty zostają same często na 12 godzin, czasem, jak wracam do domu, to wręcz muszę je budzić (choć stuknięcie talerzykiem działa bezbłędnie).
Koty, gdy są same - śpią, czasem wyglądają przez okno, pojedzą, moje nie zawsze nawet z kuwety skorzystają, dopiero jak wracam to jest kolejka (kuwety są trzy, korzystają z jednej). Wokalizują, gdy ktoś jest w pobliżu, bo po co mordę pruć na darmo.
Problemy zaczynają się w momencie, jak koty zaczynają chorować. Gucio, lat 10, u mnie od 12 tyg życia, znaleziony jako 8 tyg kocię na poznańskim blokowisku, od dawna miał problemy - nawracające infekcje górnych dróg oddechowych. Obecnie dawne choroby zaskutkowały masywną astmą ( długo było podejrzenie nowotworu, dopiero tomografia, wykonana doskonałym aparatem, pokazała, że to, co na rtg wyglądało na nacieki nowotworowe, jest zwłóknieniem tkanki płucnej). Przyjmuje sterydy, leki rozszerzające oskrzela, uczę go wziewów, żeby sterydy były mniej obciążające. Seniorka, która umownie pojutrze skończy 14 lat ( u mnie od 8 tyg życia), ma niedawno stwierdzoną nadczynność tarczycy - lek na tarczycę, drugi, obniżający ciśnienie krwi. Ogarniam to bez problemu, jednak musiałam własną operację usunięcia pęcherzyka żółciowego przełożyć o kilka miesięcy (miała być właśnie dzisiaj), bo TŻ owszem, ogarnie karmienie i kuwety, ale podawania regularnego leków już nie. Ale nadal brak ludzia w domu przez 12 godzin nie stanowi problemu. w przypadku chorujących kotów problemem są też koszty leczenia i dostępność do dobrego weterynarza. I to jest wielki problem, bo - o ile koszty, przy jednym kocie da się jakoś ogarnąć, o tyle dobry weterynarz jest na wagę złota. Jeśli mieszkasz w małym miasteczku to w ogóle horror
Problemem są także dłuższe wyjazdy - koty nie lubią zmian, w większości nie lubią jeździć autem, choć moja wnuczka ma kota, już 16 letniego, który regularnie kursuje na trasie Berlin - Poznań i z powrotem, akceptuje oba domy, także na wakacjach w ub roku odnalazł się w domku w Międzyzdrojach. Ale generalnie lepiej aby kot na czas wyjazdu został w otoczeniu, które zna, z dochodzącą osobą, która zabezpieczy jego podstawowe potrzeby.
Sąsiad... miałam kota (a potem dwa) w wynajmowanym mieszkaniu, w którym właściciel nie tolerował kotów, a mieszkał nad nami. O istnieniu kotów dowiedział się krótko przed naszą wyprowadzką. I był pełen podziwu, że koty potrafią być tak mało widoczne i uciążliwe. Może następny najemca już nie miał problemów z zakoceniem.
Następna sprawa - mając kota musisz liczyć się z tym, że kot będzie łaził po stołach, blatach - nawet, jak go nauczysz, że nie wolno, i tak będzie to robił, jak nie będziesz widzieć. Do tego wszechobecne kłaki. Kot drący mordę lub wpychający łąpkę w oko o godzinie czwartej np - to dotyczy raczej młodych kotów, starsze przyjmują tryb życia innych domowników. Ważne jest zapewnienie kotóm rozrywki w czasie, gdy jesteśmy w domu - wspólna zabawa, wybieganie kota, dostosowanie mieszkania - brak różnych "durnostrojek", brak kwiatów, które są często trujące (ale to już zależy od kota, mam ponad 100 doniczek w domu, wszyscy żyją, i koty, i kwiaty).
Sorry, ze tak dlugo, ale po prostu nie bój się, dom bez kota to głupota. Ja jestem trochę zafiksowana, koty mam niemal całe życie, a trochę już na tym świecie żyję, ale jak mi się jakiś kot nie uwali na głowie, jak zasypiam i nie słyszę mruczenia, to jestem wręcz nieszczęśliwa