sorki, ze zaraz nie odpisalam, ale czekalam na badania.
Bylyśmy wczoraj i trochę załamka - ciśnienie 225
. A pierwszy pomiar, jak wyszła ta nadczynność, to bylo 184, następny 168, trzy tyg temu 162, a wczoraj taki zonk. Wyniki czerwonokrwinkowe tak rozjechane, że wetka stwierdzila, że puści jeszcze raz przez maszynę drugą część próbki.
Na szczęście tarczyca wygląda ok T4 przekroczona minimalnie - w opisie - w zakresie błędu, fT4 - idealnie pośrodku zakresu.
Wetka dziś dzwonila i kurczę - akurat wyszłam do toalety, a tel miał wyłączony dźwięk
Czekam za następnym telefonem. Mam zmieniony lek na ciśnienie, TŻ dziś ma odebrać z lecznicy, bo wczoraj nie mieli na miejscu.
No i następny problem - Mycha od jakiegoś czasu zaczęła posmarkiwać, nie jakoś spektakularnie, takie jakby posapywanie, a z prawej dziurki delikatne bąbelki. Tylko te bąbelki podbarwione krwią. A wczoraj, jak wyciagnęłam kotę z transportera, okazało się przy dziurce wisi całkiem pokaźny smark, taki typowy. No i poszedł wymaz na posiew, wyniku oczywiście jeszcze nie ma, ale jest antybiotyk o szerokim spektrum, czyli clavudale - amoxycilina z kwasem kawulanowym.
No i znów problem - bo podanie jej tabletki, to nie jest proste zadanie. Pierwsze podanie było w miarę, tylko dwie szramy, drugie ...
. Więc wzięłam i rozpuściłam i podaję w strzykawce. Popycham apelką. A dojdzie jeszcze to na ciśnienie , wielkości nieznanej.
Bardzo mnie to jej ciśnienie stresuje, bo skoro tarczyca jest w zasadzie unormowana, serce ok, to jakiś inny problem siedzi w kocie.
No cóż, kiedyś badałam koty tak co dwa lata, teraz tak prawie co chwilę. A mam przecież jeszcze trzecią kotkę, Menda ma też minimum 10 lat, u mnie jest od siedmiu. Ona u weta to była dwa razy - jak ją kastrowałam i jak miala reoperację, bo przepuklina. To kotka kiedyś podwórzowa, potem
"jej ludzie" się wyprowadzili, a ona została, w ciąży. Nadal wychodzi, choć w zupełnie innej okolicy, źle czuje się w domu. I zdaję sobie sprawę z tego, że muszę ją w końcu też przebadać. Ale aż się boję, bo finanse leżą i kwiczą
gatiko pisze: Na początku praktyki, weci byli ok, ale po kilku latach się to zmieniło, No i np olewcze podejście odnośnie wyników. Brak czasu na rozmowę, zbywanie itd.
no właśnie, to było w tej klinice, w której byłam poprzednio. Ta, obecna , istnieje też już sporo lat, ale ostatnio zaczęłą się bardzo rozwijać i tylko mam nadzieję, że sodówa nie uderzy im do głowy.
Co robisz zawodowo, ze problemy z ręką ? Ja na lekkiej produkcji, plastiki.