Dzień dobry, wszystkim.
Piszę do Was, bo może coś poradzicie? Lub byliście w podobnej sytuacji?
Nigdy wcześniej nie miałam kota i żadnego zwierzaka, ale ten konkretny urzekł mnie od razu swoim przyjaznym nastawieniem i kochaną mordą. Przygotowałam pod niego cały dom, zrobiłam kilka ścieżek do zabawy, no i kocur u mnie zamieszkał. Z czasem, czyli po miesiącu, zaczął z niego wychodzić charakterek - okazał się dosyć terytorialny i dominujący, ale docieramy się cały czas i było w porządku, dopóki kot nie dostał alergii. Wyskoczyło mu kilka nieładnych strupków, weterynarz zarządził dietę oraz podawanie leków. I tu się zaczyna mój i kota wzajemny koszmar...
Kot nienawidzi podawania leków, nie przechodziło chowanie ich w jedzeniu, więc musiałam aplikować mu je do bezpośrednio do pyszczka - siłowo, ale starałam się to robić błyskawicznie. Podobnie odkażanie strupków - proces, przy którym pociłam się jak mysz, bo kot zwiewał przede mną jak przed stadem diabłów, a na przykładanie wacików reagował krzykiem i wyrywaniem się. Z dnia na dzień zaczęło to rujnować naszą więź. Ja nadal robiłam wszystko z zaleceniami weterynarza, a przy tym bawiłam się z kotem jak najczęściej, ale jednocześnie kot zaczął traktować mnie bardzo wrogo. Jeszcze częściej mnie drapał, zaczął się przede mną ukrywać, zawodzić pod drzwiami, a na sam dźwięk mojego głosu jego ogon zaczynał nieprzyjaźnie podskakiwać.
Jednak prawdziwa jazda zaczęła się po drugiej kontrolnej wizycie u weterynarza - 3 dni temu. Kot u weta dostał szału, musieliśmy go przy pobieraniu krwi trzymać wszyscy, a i tak się szarpał i wyrywał, wrzeszcząc przy tym strasznie. Trzeba było mu przyciąć pazurki, którymi ciągle robił sobie krzywdę w te strupki i to chyba spowodowało u kota nerwicę. Dlaczego tak uważam? Bo wróciliśmy do domu i kot stał się jedną wielką smutną kulką, przekonaną, że chcę mu wyrządzić krzywdę, a on nie ma się jak obronić. Często drży, latają mu uszka, ma napięty wyraz pyszczka i przenikliwie miauczy. No a ja nadal muszę podawać mu te nieszczęsne leki, teraz poprosiłam także dodatkowo o leki na uspokojenie.
Czy macie jakiś pomysł, co zrobić, by kot poczuł, że nie chcę go zabić? Staram się wykonywać wszystkie ruchy powoli, mówić do niego cicho, ale on nadal traktuje mnie jak zło konieczne. Sytuacji nie ułatwia to, że jest u mnie dopiero 3 miesiące, czyli nie zdążył jeszcze nabrać pełnego zaufania, zanim to wszystko zaczęło się dziać. Bawię się z nim tak często jak mogę (i bawi się chętnie), aplikuję mu lekarstwa łagodzące lęki, czy mogę zrobić coś jeszcze?
Pozdrawiam Was serdecznie.