mziel52 pisze:To nie zmienia faktu, że nie każda młoda ma wsparcie w domu i sobie radzi ze stresem.
Ależ oczywiście i ja to naprawdę rozumiem i tak po ludzku i zawodowo i w ogóle.
Mam też pełną świadomość tego jak dodatkowo stresujące jest widzieć swojego kota który nagle atakuje w szale.
To dla mnie są oczywistości.
Tym bardziej chciałam pomóc i smęcę w tym wątku od początku mając nadzieję na to że właścicielka kotki zechce odpowiedzieć na jakieś pytania.
Nie rozumiem jednak dlaczego osoba dorosła która zakłada wątek szukając pomocy w tak trudnej sytuacji (a więc nie jest to sytuacja gdy ktoś się z radami narzuca komuś kto sobie fajnie sam radzi i rad nie oczekuje), która ma swobodę wypowiedzi i nie widzę by miała w tym temacie jakiekolwiek problemy z ubraniem myśli w słowa i przelaniem ich na ekran komputera, pisze sensownie i składnie - jednocześnie blokuje z pełną premedytacją wszelkie szanse na udzielenie jej pomocy.
Nie pisze co dokładnie było zbadane mimo wielu pytań wprost o to, nie pisze jakie są wyniki tych badań które były robione choć podkreślamy jak ważna jest to informacja, nie wyraża zgody na sfilmowanie kotki w paru scenach które są bardzo ważne do oceny jej ogólnego stanu, nie mamy cały czas pewności czy ona nie cierpi z powodu bólu.
Wystarczyłoby odpowiedzieć na ponawiane pytanie: na czym polegała próba z lekiem przeciwbólowym.
Bo podobno się odbyła.
Tego nie rozumiem.
Bo z jednej strony jest prośba o pomoc, sytuacja jest trudna, prośba jest bardzo na miejscu.
Z drugiej - jest oczekiwanie pomocy, są bogate opisy rzeczy i sytuacji które często niewiele wnoszą do całokształtu - a ignorowane są pytania odpowiedź na które ma diametralne znaczenie w tej całej historii.
Gdy stają się one natarczywe z desperacji - pojawia się obraza i decyzja o oddaniu kotki.
I ok. Tylko że znowu - kotka ma być oddana a cały czas wszystko opiera się zaś na telefonach do jakichś fundacji.
Czyli nadal - weźcie i zróbicie. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
A cały czas chodzi o kotkę której właścicielka deklaruje miłość i ogrom uczuć do niej i podkreśla swoje cierpienie z powodu tego co się dzieje.
Mam totalny dysonans.
Nie czekuję natychmiastowej wyprowadzki z domu czy zrobienia osobnego wejścia do pokoju - ale udzielanie informacji na konkretne pytania to już takie minimum starań ze strony kochającej właścicielki.
Wątek ma kilkanście stron, opiekunka kotki wypowiada się w nim regularnie.
A zauważ - tak naprawdę niczego o kotce nie wiemy. A to co wiemy jeśli uda się sprawie przyjrzeć z bliska - okazuje się takie troszkę inne niż się wydawało - np. historia z behawiorystką.
Co gorsza nie wiemy rzeczy których ukrywanie jest tak naprawdę bez sensu.
Miała porobione masę badań ale Wam ich nie pokażę.
Wyszły ok.
Pisze/dzwoni do mnie sporo osób, niektóre sa potwornie zestresowane bo dzieje się coś poważnego/niepokojącego/dziwnego.
Zwykle zasypywania jestem ogromną ilością informacji, wyników badań, opisów.
Czasem jest tego naprawdę dużo
To takie naturalne.
A tu - dowiedzenie się czegokolwiek graniczy z cudem.
I stąd pytanie które mi w tym wątku od pewnego czasu krąży po głowie - o co w nim tak naprawdę chodzi.