Witam wszystkie Kociary i Kociarzy
Dołączyłam do Was bo potrzebuje pomocy, wsparcia. Nie mam już siły... Przekopałam chyba cały internet, przeczytałam wszystkie możliwe dostępne artykuły i cały czas zachodzę w głowę co dolega mojej kocicy. Ale od początku.
Zośka ma 6,5 roku. Jest kotem niewychodzącym, jedynie spacery po balkonie, świata zewnetrznego wręcz się trochę boi, postawiona na trawie nieruchomieje. Nie była sterylizowana (wiem, mój błąd, chciałabym go naprawić, ale jak chciałam to zrobić 1,5 roku temu to zaczęły się problemy skórne i weterynarz powiedziała ze kot musi być zupełnie zdrowy żeby taki zabieg przeprowadzić (czy to prawda? czy jakaś głupota?).
Jak wspomniałam, w 4 roku życia zaczęły się problemy skórne. Rozlizywała sobie wewnętrzna stronę tylnich łap i wygryzała sierść z łapek. Rany przybierały postać łusek, zasychały i sierść odrastała. Powtórzyło się to dwa razy w ciągu 2-3 miesięcy. Za trzecim razem rozlizała się tak że się przestraszyłam i pobiegłam do weta. Tam diagnoza płytki eozynofilowej (bez żadnych badań krwi, moczu, „na bank płytka”. Zeskrobiny czyste. Podała kotu bodajże coś przeciwzapalnego (chyba steryd?) i kazała przemywać ranę rivanolem albo octeniseptem. Wszystko się zagoiło. Po kolejnych dwóch miesiącach nawrót i to samo. Weterynarz powiedziała ze prawdopodobnie będzie z tym żyć już do końca i to taka walka z wiatrakami. Opadły mi ręce, no ale ok, pomyślałam ze skoro to co podaje działa to jakos to będzie.
Po ok. 3 miesiącach kot się schował pod kanapę i tak się rozlizał (w ciągu jednego popołudnia) że się popłakałam. Do krwi, do tylnich łap dorzuciła jeszcze ich zewnetrzna stronę, rozlizanie brzuszka między tylnymi łapami i wewnętrzna stronę przednich łap. Nie dawała się dotknąć, prychała, gryzła, syczała, czego normalnie nie robiła, to zawsze był kot o bardzo łagodnym usposobieniu, taki przytulasek z typowym kocim charakterkiem. Weterynarz założyła Jej kołnierz, bo rany były już bardzo zaawansowane i powiedziała ze bez kołnierza ani rusz, bo po prostu cały czas ją to będzie swędziało. Zrobiła znowu zastrzyk przeciwzapalny i skierowała mnie do innego weterynarza. Po prostu rozłożyła ręce i nie wiedziała co dalej. Gdybym wtedy wiedziała tyle ile wiem teraz, to bym się oburzyła ze nie przeprowadziła podstawowej diagnostyki (krew, mocz, usg, cokolwiek), wymusiłabym to. Podobno jeden z lepszych gabinetów w mieście. No nieważne. Przy częściowym zagojeniu próbowałam zdjąć kołnierz, ale bezskutecznie... kot dalej atakował swoje podwozie.
Zmieniliśmy weta, na specjalistę od dermatologii. Od początku wjechała na ostro. Podejrzenie alergii, zdjęcie obrożki, advocate, allerderm, prednicortone (steryd), odstawienie karmy (karmiłam ja bezzbozowkami i mokra karma dobrej jakości), zmiana na RC Hypo (kot niechętnie jadł, dopiero jak naprawdę mu w brzuchu burczalo to ruszał...). Do tego ponowne zeskrobiny, krew, mocz. Skóra czysta tylko bardzo wysuszona. Krew w miarę ok, jakiś stan zapalny niewielki, w moczu leukocyty i trochę bakterii, mocno zasadowy, na usg wyszła masa osadu w pęcherzu. Po antybiotyku bakterii nie było, pasta zakszawająca mocz nieznacznie wyeliminowała osad, ale jakaś tam poprawa była. Mimo wszystko kot był dalej kierowany w kierunku alergii, ale weterynarz zaleciła wymieszanie karmy RC Hypo z RC Urinary. Urinary jadła chętniej wiec mi trochę ulżyło. Kolejne badanie moczu to też już niższa zasadowość, ale osad na usg dalej widoczny. W międzyczasie na sterydach kot zarósł, przestał się drapać, kołnierz został zdjęty i dawka sterydu była zmniejszana. Raz musieliśmy wejść z powrotem na większa dawkę bo zaczęła mieć znowu jakieś ataki wylizywania się ale już mniejsze i jakoś to powstrzymałam.
Caly ten czas największego stresu pamietam jak przez mgłę, wiec wybaczcie chaos wypowiedzi. Stan obecny, tj. od tego roku wyglada następująco. Od początku stycznia kotka była na urinary i hypo, brała 1, potem 3/4, 1/2 aż w końcu 1/4 prednicrotone 5mg co drugi dzień. Była spokojna, dodatkowo założyłam jej obróżkę felisept, bo przeprowadził się do mnie mój narzeczony, którego i tak akceptowała, ale zrobiłam to dla pewności. Zero oznak wylizywania, kot zrelaksowany, nawet Jemu na kolana zaczęła wchodzić, wszystko było super. Aż do 14 lutego.
To był ostatni dzień kiedy podawałam jej steryd. Znowu rozlizała się do krwi i była przy tym agresywna, usłyszałam dawno nie słyszane syczenie i prychanie. Już miałam zakładać kołnierz, ale serce mnie tak bolało na sama myśl o tym jak się zachowywała w kołnierzu, jak bardzo była „nie do życia”, oschła, zrezygnowana, zła i smutna, problemy z jedzeniem z miski itd... ze zrezygnowałam. Przez noc trochę się uspokoiła, ranki zaschły, pół dnia przeleżała na moich kolanach, co jakiś czas nerwowo się zrywała i próbowała polizać te miejsca, dwa liźnięcia i kładła się z powrotem. Nie chciałam znowu bieg do weta po większa dawkę sterydu, ileż można truć kota. To był dzień kiedy przeczytałam cały internet i podjęłam decyzje ze zmieniam karmę. Bo wiele kotów jest uczulone np. na kurczaka którego białko jest przecież w RC. Stan obecny:
- od 3 tygodni jest na karmie Catz Finefood Purrrr Kangur
- do tego sucha Concept for Life Insects
- olej żywieniowy Hugro co 2 dzień
- codziennie po 1 tabletce KalmVet i Dolvit Allergy Mini
- codziennie dwie kapsułki Urinovet Cat Dillution.
Trochę krótko na zauważenie jakiejkolwiek poprawy, ale kot dalej trochę się wygryza, nadal nerwowo, gwałtownie, te same miejsca, ale nie robi sobie większych szkód tylko jakby odnawiała te rany które jej zasychają. Tylne i przednie łapy od wewnątrz, tylne od zewnątrz, brzuszek, w kilku miejscach po bokach, ale to raczej już takie małe strupki tam ma, bo na łapach sierść wygryziona, na brzuszku przerzedzona. Do tego dość często drapie się po szyi ale nie robi sobie tym ran. Dziwne zachowanie: w trakcie jednej przebieżki po korytarzu potrafi się liznąć po 2-3 kroki w różnych miejscach, tak nerwowo i bardzo krótko, jakby coś ja dziabnelo, ale jest czysta wiec pchły jakiekolwiek raczej odpadają... Myśle ze nadal podrażnia ją ten osad w moczu, ale mogę się mylić skoro rozlizuje też łapy?! Miała tez epizod wylizywania sobie okolic dróg rodnych ale zagoiło się i jest ok. W kuwecie czysto, kupka 1-2 x dziennie, siku 3-4, chętnie pije. Nie jest jakaś nadaktywna, ale pogania czasem za wędką, znikającą za rogiem szarfą czy laserem. Poza tymi problemami jest normalnym kotem, który uwielbia wylegiwać się na moich kolanach, lubi dotyk, nawet po brzuszku, byle nie za długo
Do napisania postu skłoniło mnie jej zachowanie dzisiejszej nocy. Nie ma tego w zwyczaju, bo zwykle śpi na kanapie na ulubionym kocu, na krześle pod stołem albo po prostu na kołdrze w nogach. Dzisiaj wlazła mi pod kołdrę, pod pachę, dosłownie, próbowała się nawet wcisnąć pod moje plecy, drapać w prześcieradło, kręciła się w kółko, 360 stopni i znowu się kładła wtulona we mnie, tak jakby chciała się schować. Przy tym głośno mruczała i tak jakby prychała. Jak rano wstałam to miaucząc i prychając próbowała wymusić otworzenie szafy na ubrania, nie pozwalam jej tam wchodzić żeby znowu mi się nie rozlizała w jakimś ciemnym kącie. Znowu tak jakby chciała się schować... Nie rozumiem tego zachowania. Czy to objaw jakiegoś bólu? Próbowałam ją wymacać ale nie krzywila się na żaden dotyk. Podwozie wyglada stabilnie, są czerwone placki skóry, zaschnięte rany, nie wylizuje już tak bardzo usilnie do krwi, ale tez to się w pełni nie zagoiło przez ostatni miesiąc.
W marcu miałam iść z Nią na usg pęcherza, ale pójdę w kwietniu, po zmianie karmy stwierdziłam, ze doczekam chociaż miesiąc i może znowu zmienię weta? Nie wiem czy póki co dobrze ją prowadzę, czy to dobre suplementy... Weterynarzowi średnio ufam skoro wciska mi RC o słabym składzie... Jak będę w domu to może zamieszczę dokładne zdjęcia ranek i ich lokalizacji, może pomogą wszystko zobrazować. Liczę , że ktoś miał może podobne problemy i jakos się z nimi uporał...
W razie gdyby ktoś chciał jakoś pomóc, a coś byłoby niejasne to chętnie doprecyzuję. Wiem, że diagnostyka problemów skórnych u kota jest mega dluuuuga i uciążliwa, ale powoli odpadam z sił