Mamy od kilku dni nowego ekhm... lokatora. To znaczy - lokatorkę.
To wolnożyjąca kotka, jedna z kilku które dokarmiam. Ostatnio dawno jej nie widziałam lepiej niż z bardzo daleka lub głowy wystającej z krzaków, ale ona się mnie boi po tym jak w lipcu na nią tydzień polowałam i upolowałam
, wyleczyłam ale wcześniej zmaltretowałam i sponiewierałam (w jej mniemaniu). Zwykle widziałam ją z daleka, przychodziła jeść gdy odchodziłam. Taki kot - duch. Miała kiedyś Panią która ją karmiła i z którą była bardzo zżyta, spędzały codziennie kilka godzin razem, ale Pani się umarło
A ja kotce kojarzę się z niemiłymi wrażeniami i tak sobie żyłyśmy w oddaleniu póki nie zobaczyłam kotki w piątek z bliska. Chora uznała że antypatia antypatią, ale pokaże mi swój bok
. I pokazała. A potem zwiała hen hen w krzaczory.
Na szczęście następnego dnia rano uznała że jednak da się złapać i po prostu do mnie przyszła
To była moja najszybsza łapanka w życiu.
Zdarzyło się jednak wielkie nieszczęście i nasza doktor jest chwilowo niedostępna
Byliśmy u innej, pobliskiej. No zobaczymy.
Według niej to głębokie, zainfekowane pogryzienia, według mnie obawiam się że rozlane zapalenie tkanki podskórnej (możliwe że po pogryzieniu, ale że to już dalej poszło). W lipcu miała coś podobnego (musi mieć jakąś skłonność do takich zakażeń, boję się powodu, bo ona ma kilka lat a wcześniej tego nie było), ale bez porównania w zaawansowaniu, pięknie zareagowała na leki a kotka była tłuściutka.
To co zobaczyłam przez chwilę w piątek, to nic.
To był pikuś.
Pan Pikuś.
Kotka tak naprawdę jest w poważnym stanie
A ona z tym biegała, radziła sobie na mrozie. W domu też zachowuje się jak zdrowy kot. Gdy stoi drugim bokiem dokładnie tak wygląda.
O ile w sobotę była jeszcze całkiem dziarska i poza głębokimi przetokami które co jakiś czas się na raz otwierają i wypływają z nich miazmaty
(a w międzyczasie wyglądają jak strupki na skórze bo kotka momentalnie wtedy się myje i przez jakiś czas są suche, zasklepiają się, nie ma żadnego obrzęku, skóra między nimi jest zdrowa), to teraz ma chyba syndrom kota uratowanego, bo dzisiaj raczyła być już nieco blada i mimo iż je bardzo dużo i pije, to po moim powrocie z pracy okazała się być odwodniona
Dzisiaj jeszcze ograniczyłyśmy się do przepłukania przetok/ranek, cokolwiek to jest, kroplówki i leków, jutro testy i badania krwi.
I z tego powodu zakładam ten wątek.
Już parę razy o to prosiłam i za każdym razem pomagało.
Trzymajcie kciuki za Zuzię. Proszę
Koteczka w domu okazała się niesamowicie delikatna, miziasta, towarzyska, kuwetkowa, cierpliwa, grzeczna... Ograniczona przestrzeń i nie ten kot. Jest kochana
Ma siedzieć w klatce to siedzi grzecznie. Wypuszczona dla rozprostowania kości - mruczy, mizia się, włazi na ludzia. Przez drzwi ćwierka do kotów. A Ryś z Misiem do niej. Tym samym językiem
Jeśli okaże się że ma się jej ku życiu - to desperacko będę jej szukała domu, bo to kot który łaknie człowieka. Chyba że wyzdrowieje i jej się odwidzi, nic na siłę. Ale nie sądzę. Ona żyła sobie na dworze, miała budkę i zawsze pełną miskę, ale to nie jej świat.
Ale na razie musimy ją uratować.
Oby testy wyszły ujemne!
A wyniki krwi nie wykazały nic bardzo poważnego.