Przepraszam, ale trochę nie ogarniam... Jak to możliwe, że forumowicze od razu mają obawy, czy kot nie jest chory na panleukopenię, a weterynarz taką myśl ma dopiero po kilku dniach? Tak trudno było mu zrobić test na pierwszej wizycie, żeby wykluczyć jedną z gorszych możliwości?
Chyba że to inny wet.
Nie wiem, może nie powinno mnie to irytować. Takie życie, tak to bywa. Ale jakoś irytuje.
Tu link do posta, jak powinno wyglądać prawidłowe leczenie:
viewtopic.php?f=1&t=171275#p11264436Od razu zaznaczam, że w książkach dla weterynarzy też jest takie podane, tylko informacje bywają rozmyte, niepoukładane. Tu są konkrety, co, jak i kiedy robić.
Wprawdzie opisane jest leczenie postaci ostrej przy zagrożeniu życia, ale niech będzie punktem wyjściowym dla ewentualnych modyfikacji.