Będziemy leczyć oba ale dopiero od przyszłego tygodnia bo okazało się, że lek dopiero będzie dzielony. Pani mnie uświadomiła jaka to mniej więcej będzie ilość, objętość i to będą 3 dość duże kapsułki na kota co daje mi łącznie 168 podań do pyszczka 0_o gdzie przy poprzednim podaniu po 4 razach nie miałem już chwytu w dłoniach przez rany ząbkowo-pazurkowe.
Po przestudiowaniu opcji na podanie leku pójdziemy w masełko, od dzisiaj będziemy dawali kotkom taki niby kuleczki, dodatkowo oblepione ulubionym sosikiem żeby je przyzwyczaić i zobaczyć jak to idzie. Jak nie będzie szło to chyba strzykawka z zawiesiną ale to będzie pienienie i dozgonna nienawiść naszych kotów. Obejrzałem też sporo filmików jak się aplikuje lekarstwa kotom, bo może technika nie ta ale robiliśmy wszystko jak na filmikach jedynie nasze koty to są bestie a nie mruczki z filmików, od razu czają, że coś się święci i są całe nabuzowane. Czekanie na moment gdy będą odpadały do snu byłoby może rozwiązaniem ale są jeszcze obowiązki zawodowe i jakiś tam harmonogram trzeba trzymać.
W ogóle dawkowanie mamy rozpisane 2x dziennie po 30mg na m.c, jestem zdziwiony bo we wszystkich artykułach, które przeczytałem było napisane, że to skuteczna dawka ale ze względu na toksyczność i efekty uboczne zalecane dawka jest taka sama ale raz dziennie. Czy ktoś kot z tym walczył mógłby napisać jak to u Was wyglądało?
Gdybym miał dom z ogrodem, koty byłyby wychodzące to raczej podjąłbym decyzje o próbie pomocy kotom, szczególnie Władkowi poprzez dietę i wzmacnianie i czekanie aż sobie z tym sam poradzi. Czekanie jednak miesiące lub lata w wynajmowanym mieszkaniu takim stanie jest utopią